PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=882}

Przerwana lekcja muzyki

Girl, Interrupted
1999
7,9 254 tys. ocen
7,9 10 1 253875
7,1 39 krytyków
Przerwana lekcja muzyki
powrót do forum filmu Przerwana lekcja muzyki

Po obejrzeniu filmu od telewizora odeszłam z mieszanymi uczuciami,być może nie zrozumiałam filmu,nie wiem jaki był przekaz. Ale za to wiem że to co tam zostało powiedziane o śmierci to całkowita prawda,przez pewien okres w swoim życiu "udajemy" że śmierć dla nas nic nie znaczy,jest w pewnym stopniu wybawieniem,ale jeśli po nas przyjdzie sama,zaczniemy się jej bać, i być może tak było i w przypadku Susanny. Nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi, niektórzy z was nawet nie zdają sobie sprawy jak trudno przekazać komuś swoją myśl przez internet,ale czasem jest równie trudno podczas bezpośredniej rozmowy z kimś kto siedzi obok nas. Odeszłam od tematu.
Śmierć-powiem tylko tyle,że kiedyś myślałam o niej jak susanna,obojętnie,nie bałam się,ale potem przez pewne wydarzenie wszystko się zmieniło,teraz boję się jej,i wiem że kiedyś przyjdzie, śmierć wcale nie jest niczym wspaniałym,to ból,ciepienie i strach,nie znam jej,ale głęboko w sobie się jej boję. Zastanawiam się skąd wziął się ten tytuł. Film był momentami bardzo dziwny .
Zastanawiam się nad oceną.A wy jaką proponujecie i co sami sądzicie o filmie i jego przekazie ?

ocenił(a) film na 8
Nieznajoma313

Droga Nieznajoma, rozumiem i podzielam twoją niemoc przekazania swoich myśli i wrażeń słowami. Słowa nie są w stanie ukazać naszych myśli, emocji, przeżyć. Nie da się tego tak przeliczyć; sama non stop na to narzekam.
Jednakże, co do samego filmu, to ja osobiście go lubie. Skłania mnie do myślenia, mąci mi w głowie, odpiera na mnie swego rodzaju znamie, wrażenie - czyli porusza, co chyba jest plusem, bo o to chyba reżyserom chodzi. Również myślę, że przychodzi taki okres w życiu (może nawet i nie raz) kiedy myślimy o śmierci, a nie tylko udajemy zainteresowanie nią, jako nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości. Jednak śmierć nie zawsze musi łączyć się z bólem, cierpieniem, strachem... Czasem może przyjść tak nagle i niespodziewanie, że nawet tego nie zauważymy. W śnie, czy w stanie starości, albo jakimś wypadku, kiedy ktoś umarł na miejscu.
Mi najbardziej z filmu utkwiło przy końcu zdanie Susanne, że " szaleństwo to nie załamanie czy skrywanie sekretu, to Ty, ja i każdy inny człowiek do potęgo n-tej..." (czy coś w ten deseń). Ten frazes wydaje mi się bardzo prawdziwy.
Co do przekazu tego filmu myśle, że każdy znalazłby coś innego. Moim zdaniem to ukazanie jaka jest niewielka granica pomiędzy byciem chorym, a zdrowym. Pielęgniarka grana przez Golberg (nie pamiętam jak się nazywała) dobrze powiedziała Susanne, że ona nie jest chora tylko leniwa i rozkapryszona. Zresztą sama bohaterka później stwierdziła, że zmarnowała rok życia. Wpadła w depresje, umartwiała się, użalała, chociaż tak naprawdę nic wielkiego jej nie było. Jednakże właśnie dlatego potrzebowała tego szpitala, tych wszystkich chorych dziewczyn, aby to zrozumieć. To jest jedynie moja wolna interpretacja.
Ogólnie rzecz biorąc film zawsze wprawia mnie w swego rodzaju odrętwienie. Można by nawet powiedzieć, że sama się zastanawiam czasem czy jestem normalna, dokąd moje życie zmierza, że jestem bez celu w życiu jak Susanne (która to jako jedyna nie wybierała się na studia po szkole).
Film trudno uznać za wspaniały, bo ten epitet dziwnie brzmi w porównaniu z tematem tego filmu. Jednakże jest on bardzo dobry i napewno warty zobaczenia, chociaż po to, aby dać coś do myślenia czy odczucia.