Tak naprawdę to film zupełnie zbędny. O niczym. Manierycznie denerwujący. Gdyby reżyser miał choć trochę samokrytyki to wyrzuciłby ten scenariusz do kosza lub spalił. Chyba, że brakowało mu kasy. Almodovar ma swoją grupę zwolenników, którzy niczy sekta zawsze będą go chwalić. Jest sztandarem walki z homofobami i nawet jak zrobi knota to film się zwróci, wyznawcy i tak pójdą zobaczyć co mistrz spłodził. Od pewnego czasu płodzi knota za knotem. Wysiedziałem, ale miałem wrażenie, że tracę czas, który mogłem dużo lepiej wypełnić. Dałem 3/10 choć i to trochę na wyrost.
Co do oceny filmu, to całkowicie się zgadzam. Banalny film o niczym. Poza tym zupełnie nie czułem owej wielkiej namiętności pomiędzy głównymi bohaterami. Zdarzają się oczywiście genialne przebłyski ale giną one pod natłokiem ogólnej nijakości i banalności.
Natomiast co do drugiej części wypowiedzi, to muszę stanowczo zaprotestować. Sam jestem członkiem owej "sekty" zwolenników Almodovara i ciągle uważam go za wybitnego reżysera, jeżeli jednak zdarza mu się nakręcić ewidentnego knota, to to widzę i o tym bez ogródek mówię. Filmem jeszcze gorszym od "Przerwanych objęć" objęć jest "Złe wychowanie", co jednak nie zmienia faktu, że jego filmy z lat osiemdziesiątych to arcydzieła. Ciągle zresztą zdarzają się Almodovarowi przebłyski dawnego geniuszu, czego dowodem może być chociażby "Volver".
Tez mialam uczucie, ze sie jakos dluzy czas. Ludzie co chwile smiali sie, prawie pekajac ze smiechu (co dla mnie bylo zupelnie niezrozumiałe - czemu???). I kompletnie mnie ta historia nie wciagnela. Gdybym nie przeczytala ze tam jakas milosc byla, to pewnie bym sie nie domyslila :D
mialam podobne wrazenie ogladajac przerwane objecia...trudno uwierzyc aktorom, ludzie sie tak po prostu nie zachowuja, wydaje mi się że w jego starszych filmach jest wiecej pasji, jakies emocje, a tutaj aktorzy graja jak w 'klanie', strasznie to było irytujace, apogeum miernoty: scena przy stole, syn dowiaduje się kto jest jego ojcem i nie robi to na nim wrazenia, zupelnie, zero dramatyzmu... przez cały film czekałam na jakieś przesłanie, jakąś fabułę, no nic w nim nie ma... o wszystkim i o niczym...żenada
w moim odczuciu od watku milosci mateo i leny duzo istniejszy jest watek zwiazku leny i ernesto. tylko geniusz moze w taki sposob ukazac poswiecenia jakie znosi kobiety ktora jest w zwiazku z mezczyzna do ktorego nic nie czuje. dramat najlepiej ukazuje scena kiedy penelope wstaje z lozka i widzi swojego kochanka martwego. cudownie cyniczna scena. nie wiem jak to mozliwe ze almodovar tak rozumie kobiety i absolutnie nie dziwie sie mezczyznom ktorym sie ten film nie podobal.
drugi ciekawy watek-jak daleko moze sie posunac kobieta kochajaca swojego mezczyzne (matka diego).
poza tym uwielbiam kicz sceny kiedy mateo dotyka telewizora 'ogladajac' ich pocalunek.
Szczerze, to ta scena, o ktorej mowisz (z "niezywym" kochankiem - staruchem) jest srednia - moim zdaniem. Obraz obrzydzenia "stosunkiem" jest o wiele bardziej wstrzasajacy np. w Requiem dla snu. Tam przynajmniej podziela się te emocje i krzywi z obrzydzenia. W Przerwanych objeciach niby tez sie krzywi czlowiek, ale jakos tak .. sztucznie.
No tak faktycznie straszne poświęcenie...
Nie sądzę, żeby jakikolwiek mężczyzna miał tutaj jakikolwiek problem ze zrozumieniem tej sceny. Motyw atrakcyjnej kobiety pasożytującej na starszym mężczyźnie nie jest mężczyznom obcy :) Mężczyźni nie są idiotami.