Pieknie nakrecony. Muzyka srednia, ale dobrze brzmi. Film nie tyle o narkotykach, co o samotnosci. Motyw narkotykow i telewizji jest srodkiem uzytym do wyeksponowania tego problemu. Proces degradacji osamotnionej matki, zostal pokazany w mistrzowski sposob. Kreacja aktorska niezwykle sugestywna. Kobieta zdaje sie byc z krwi i kosci. Pozostali aktorzy mniej przekonujacy. Moze dziewczyna sie jeszcze broni, zwlaszcza w koncowych scenach z murzynem. Ale chlopcy sa raczej plytcy. Ich emocje sa raczej udawane (scena rozstania z dzewczyna, kiedy chlopak zostawia jej numer telefonu do murzyna), nieprawdziwe. Ich uzaleznienie od narkotykow jest niewyrazne. Nie potrafie go odczuc. Chora reka i amputacja wyweraja podobne wrazenie jak elekrtowstrzasy aplikowane matce: powinny szokowac ale raczej smiesza. Film jest mocny i bez tego. Warty obejzenia, chocby z uwagi na jego popularnosc. Problem samotnosci, odosobnienia, braku bliskosci z drugim czlowiekiem, sensu istnienia, smierci... Wszystkie te tematy czuje sie podskornie, ale nie wychodza na plan pierwszy. Film krzyczy obrazami zniszczenia i tym krzykiem zaglusza mozliwosc glebszej refleksji. Widz nie ma mozliwosci wgladu w historie choroby. To, ze narkotyki sa zle a telewizja oglupia to juz wszyscy wiedza, ale dlaczego ludzie sie im poddaja, to temat nieco bardziej zlozony. W "Requiem ..." nie ma na to miejsca. Film ma charakter moralizatorski. Nie stawia pytan, ale przestrzega przed zlem, siejac strach. Ksztaltujac swiatopoglad zbudowany na strachu, operuje zbiorem dogmatow, z ktorymi sie nie dyskutuje.