Kiedy jesteśm w kinie na dobrej komedii to śmieję się z umiarem, tak żeby się nie wygłupić. Na Shreku nie wiele brakowało, żebym zaczął tarzać się po podłodze. Bajka jest "w dechę". Tak, to określenie jest idealne i doskonale pasuje do takich zagrywek jak Królewna Śnieżka nazwana denatką czy trzy nienarodzone ptaszki, które szlachetna i wspaniała królewna Fiona usmażyła dla Shreka i Osła, po tym jak swoim wysokim C doprowadziła do eksplozji mamusi tychże nienarodzonych ptaszyn. Takich "numerów" jest w Shreku całe mnóstwo. Fajne dialogi, doskonałe podłożenie głosu Osła przez Stuhra oraz świetna animacja i komizm sytuacyjny wraz z dość, powiedzmy oryginalnym, podejściem do legend i bajek, czyni ze Shreka coś niezapomnianego. Od dwóch czy trzech lat, chodzę do kina bardzo często. Powiem Wam, że przez cały ten czas może raz zdarzyło się, żeby widownia klaskała po seansie... Nawet nie pamiętam na czym. W każdym bądź radzie dziś tak właśnie się stało. Gromkie oklaski rozległy się po zakończeniu i wierzcie mi... to nie dzieciaki klaskały :)