Bardzo synku. Najlepszy film jaki widziałem. Brutalny, a zarazem poetycki, gdzie tak do końca nikt
nie jest zły, ani nikt dobry, no poza szabrownikami, i podpułkownikiem, ale to nie na nich opiera
się konstrukcja fabuły tego niesamowitego filmu. Jak dla mnie arcydzieło, i to nie tylko kina
rosyjskiego. Reżyser, Slava Ross urodził się na Syberii, rozumie Syberię, i mimo jej pozornego
okrucieństwa potrafi ją kochać. Mon amour Slava!
To nie tak, że nikt do końca tu nie jest zły - źli są a jakże. Tych, których wspomniałeś, polujący na ikonki, ochroniarze od burdelu, obleśna burdelmama.
Są też tacy, którzy się pogubili i dopiero znaku szlachetności potrzeba im, żeby nie dać sobie wmówić, że świat jest zły, więc po co się męczyć, trzeba być złym jak świat. Jak ten kapitan, któremu niezmanierowana młodość i niewinność podkomendnego przypomina, że można się z tej obleśności wyrwać, że wcale tak nie trzeba. Jest ojczulek rodziny, którego gubi opilstwo, a może to, że kiedy było trzeba pomóc potrzebującemu nie postawił się żonie. Jest wreszcie ta żona, która ma dobrego męża a i tak go zdradza, żeby dopiero gdy mąż ginie zrozumieć co robiła.
Jest tu też ewidentne dobro, w postaci surowego dziadka i wnuczka. Głęboka wiara dziadka i determinacja czyni w końcu cud, choć jego nadmierna surowość i upór mogły doprowadzić do katastrofy.
Film jest przepiękny, może właśnie dlatego, że nawet w takim kuble pomyj (a właściwie wódy), jakim jest postradzieckie społeczeństwo, jest zawsze nadzieja. Reżyser widzi tą nadzieję w wierze w Boga (dziadek nabroił, ale Bóg doceniając jego miłość do wnuka, determinację i niezachwianą wiarę w końcu zsyła pomoc), zasadach moralnych, że w końcu trzeba uwierzyć, że tak dalej być nie musi i że życie ma inny sens niż uchlać się, nażreć, zapalić cygaro i pochędożyć, że to do niczego nie prowadzi.
A końcowe zdanie chłopczyka i odpowiedź kapitana wyrywa po prostu serce. Piękne kino!
I końcowa smutna refleksja - Polacy takiego kina teraz nie zrobią, bo wolą tarzać się w gównie
Ładnie napisane, sedno uchwycone, końcówka gorzka i niepotrzebna :).
No i trochę !spoilerowy alarm!
Jeszcze ostatnia kwestia Kapitana do Dziadka. Nie napisze jaka żeby nie spojlerować. Piękne. Będę wracać z wielką przyjemnością do tego filmu.
A ja się jednak przychylę do słów przedmówcy, gdzie nikt do końca nie jest zły ani dobry. Nawet bandyci, którzy okradają domostwa, najpierw próbowali przekupić gospodarza i dzieciaka jedzeniem, wódką i słodyczami. Jednak dla dziadka ikona jest świętością, której nie sprzeda, więc "byli zmuszeni" ją ukraść. Chłopiec o tym alarmuje dziadka, wszczyna się bójka i gdy Losza staje w obronie dziadka jeden z bandytów klepie go tylko po głowie mówiąc, że są przyjaciółmi, bo też chował się bez ojca.