Gdybym się bardzo uparł, mógłbym się czepiać zbyt nachalnych metafor, pewnych przerysowań, czy nie do końca oryginalnych rozwiązań. Nie chcę jednak tego robić, gdyż ta do szpiku kości przejmująca opowieść zawładnęła mną bez reszty. Cóż za piękny film! Surowy, bolesny, ale jednak przepełniony nadzieją. Okrucieństwo natury - świata, człowieka i... Boga (?) tylko wzmacnia wymowę tego jak wielkim cudem jest dobroć, która się w tym wszystkim pojawia. Podobno do nakręcenia filmu reżysera natchnął werset Pisma Świętego: "miłosierdzie odnosi triumf nad sądem" (Jk 2, 13). Innego komentarza nie trzeba.