Mimo, iż film zapowiadał się bardzo klimatycznie, to jest niestety kwintesencją przeciętności. Owszem, klimatu schyłku lat 50-tych filmowi nie można odmówić, lecz jest go zdecydowanie za mało. Zdjęcia miasta bardzo oszczędne: parę syrenek, parę ciemnych uliczek, kilka rzutów oka na nocne życie Wrocławiaków w barze Mascotte. Alkohol, rzewne rozmowy. Fabuła przewidywalna, nawet w zakresie puent poszczególnych epizodów. Nie brakło oddanej Milicji, która zaangażowała się w ratowanie obywateli. Nie brakło wyrachowanych kombinatorów, którzy perfidnym szantażem złamali charakter prostolinijnego taksówkarza. Jedyną zaletą filmu są wspaniali aktorzy, którzy zadziałali jak spławik na głodnych widzów. Szmigielówna, Niemczyk, Mikulski, Szewczyk – prawdziwe ikony lat 50-tych i 60-tych. Na konto plusów dorzucić można też charakterystyczne dla polskiej szkoły filmowej ujęcia, kadry i najazdy, grę światłem. Ujęcie przedstawiające pielęgniarkę (Teresa Szmigielówna) leżącą na łóżku to w zasadzie kserokopia charakterystycznego zdjęcia Niemczyka i Winnickiej z filmu Pociąg. W tle, w radiu przebija się swingujący polski jazz.
Oglądałem znacznie lepsze filmy.