nie lubię gejów,ale im się nie dziwię - nawzajem byli ładniejsi od swoich żon xD
film bardzo fajny...
Szacun dla Ciebie. Sporo ryzykujesz wystawiając TAKĄ ocenę. Mnóstwo "pustaków" i śmiesznych religijnych fanatyków nie jest w stanie w żadnej formie "przyjąć " tego filmu. Ale ja akurat mam ich wszystkich GŁĘBOKO "gdzieś"! Bawią mnie ludziki oburzone tym filmem.... :-) Są ŻAŁOŚNI!
9/10 - bo to bardzo dobry i solidny film, lubię dramaty w rozmaitej formie: wojenne, miłosne itp.:)))
dobry film, scenariusz, fajne zdjęcia krajobrazów, muzyka i klimat. Jedynie scena z namiotu nie przypadła mi do gustu, gdyby nie ona można by jednak rzecz że to film o głębokiej przyjaźni a nie miłości z seksualnym podtekstem.
mnie w nim nic nie oburzyło. to nie były różowe pedały z parady równości, żądające dziecka do adopcji, tylko zakochani w sobie normalni faceci, a to zupełnie coś innego :)
"Zakochani normalni faceci" - dobrze piszesz. A gdyby ci dwaj bohaterowie żyli w realu i chcieliby zaadoptować dziecko, to co? Nagle przestaliby być "normalni" i staliby się "różowi"?
Moim zdaniem tu nie o to chodzi. Dla mnie małżeństwa homoseksualne powinny być jak najbardziej legalne, i niech kościół spada ze swoimi klechowskimi poglądami, w ogóle homoseksualiści powinni mieć takie same prawa jak hetero, ale w życiu nie dałbym im adoptować dziecka... A wiesz dlaczego? Bo w głupim, polskim społeczeństwie banda buraków nie dałaby mu żyć...
A co do filmu to piękne zdjęcia, scenografia, no i sam film fajny, ale sceny pocałunków czy seksu absolutnie dla mnie nie do przetrawienia - musiałem przełączać. Dwóch facetów mizdrzących się to dla mnie totalne obrzydlistwo, i tutaj moja tolerancja się kończy. Za to na bawiące się lesbijki to aż miło popatrzeć - może dlatego, że to kobiety;d
9/10
Co do jakości filmu widzę, że sie zgadzamy. Natomiast co do reszty mam wątpliwości:)
Jeśli uważasz, że geje i lesbijki powinny mieć te same prawa, no to na jakiej podstawie zabraniać adopcję? Wtedy byliby "równi" i "równiejsi". Wszystko albo nic. Co do reakcji społeczeństwa naturalnie zgadzam się Tobą, że byłyby problemy. Ale tylko początkowo. Po jakimś czasie nawet największy "burak" musiałby się jednak pogodzić z tym jak jest, i tyle. Najpóźniej jego dzieci nie będa już takie "burkowate", ponieważ będę wychowywać się w innym społeczeństwie. I myślę, że choćby dlatego warto zmienić to prawo.
Sam wychowuję z żoną dwójkę dzieci i czuję taką niesprawiedliwość w tym, że znajoma para tego nie może (tzn. może, ale nie wolno im oficjalnie adoptować).
Nie wiem dlaczego, ale mnie kompletnie nie obrzydza widok całujących się ludzi - nieważne jakiej płci i orientacji. No ale o uczuciach i odczuciach już trudno dyskutować, prawda?:)
Przyznam, że bardzo w Tobie cenię to, ze pomimo swojego osobistego "obrzydzenia" jesteś mimo wszystko w stanie wysoko ocenić taki film. Nie wiem czy mnie by stać było na tak duży dystans do własnych odczuć i sie wznieść ponad osobisty gust. Choć udało mi się to raz przy "Pasji": nie będąc katolikiem oceniłem film dość wysoko. Chyba tak powinno być:)
Pozdrawiam
Jak najbardziej się z Tobą zgadzam. Myślę, że homoseksualiści mają pełne prawo żyć normalnym życiem, to że są jacy są nie znaczy, że gdyby to zależało od nich to wybrali by sobie taką drogę życiową. I choć w pełni to akceptuje, podobnie jak Ty uważam, że na adopcje nie powinno sie wyrażać zgody. Należy z tym conajmniej poczekać kilka lat, choć wątpie czy w Polskim społeczeństwie kiedykolwiek to przejdzie .
Zależy od pogody, prawda?
Uwielbiam ludzi elokwentnych i chętnych do wymiany zdań:)
Według mnie zdecydowanie kolorowi. Zresztą to nie ja zacząłem o "kolorach" debatować, tylko "huncwot_fw" napisał coś o "różowych". Więc pytania nie do mnie, drogi przyjacielu z forum.
Dla mnie wszyscy ludzie są "kolorowi". Oprócz tych, którzy mają czelność decydować o tym co jest a co nie jest "normalne"... Oni są zdecydowanie "brązowi". Wiesz o co chodzi...;)
Proste, ludzie są różni bez względu na orientację. Niektórzy jednak mają problem z pojmowaniem tego. Lubią sprowadzać dane grupy społeczne do jednego koloru, zapominając że każda jednostka jest mniej czy bardziej różnokolorowa.
mniej czy bardziej różnokolorowa, albo różowa, zielona, czarna czy czerwona, w różnym nasyceniu, ale tym samym odcieniu. tylko szkoda że niektórzy są naprawdę monochromatyczni....
Załóżmy, że masz troje zupełnie różnych ludzi, wpakujesz ich do jednego wora tylko dlatego, że łączy ich orientacja seksualna. I oczywiście przypiszesz najgorsze cechy całej trójce, mimo to że ma je tylko jedna osoba. Tak, tak. Już poznałam Twoje podejście, bąbelku.
Idąc takim tokiem rozumowania powinno się uważać każdego faceta za niegodnego zaufania, bo Krzysiek spod trójki zdradza swoją Jolkę na prawo i lewo. I że każda młoda kobieta daje d**y za kasę, bo słyszy się o takich przypadkach lub wie się, że jedna czy dwie dziewczyny które się zna tak robią.
eeeee... ale ja już nie pisałam o orientacji, tylko o ludziach.
savenku, mylisz się bardzo.
nieeeeee - nie będę ci tłumaczyć moich słów - zdam się na twoją interligencję.
zresztą najpierw piszesz że ludzie oceniają innych zapominając że są kolorowi a sam pakujesz mnie do jakiegoś wora. nieładne i niekonsekwentnie
To żaden wór, napisałam tylko jak odebrałam to co pisałaś do mnie jak poprzednio się spotkałyśmy. Określiłam cię jakoś? (homofobem, twardym konserwatystą, nawiedzonym katolikiem, porównałam do kogoś innego)? Nie. To skąd ci się wzięło to, że rzekomo wpakowałam cię do jakiegoś worka? Określiłaś wszystkich homoseksualistów jako, cytuję "zboków i swingersów", ja tylko twierdzę, że to wąskie spojrzenie. Gdzie tu worek?
nie wszystkich, ale ich zdecydowaną większość (jeżeli chodzi o swing) worek jest tutaj: "I oczywiście przypiszesz najgorsze cechy całej trójce, mimo to że ma je tylko jedna osoba" -skąd ci się wzięło to, że akurat najgorsze i że w ogóle przypiszę im jakieś cechy? moje spojrzenie możewg. ciebie, jest wąskie ale sięga o wiele dalej, ponieważ nie rozprasza się na okolicznych i powierzchniowych niuansikach ale patrzy prosto i daleeeeko.
Masz jakąś dziwną definicję worka. Niby do jakiego tym zdaniem cie wrzuciłam?
"skąd ci się wzięło to, że (...)" No jak to skąd? Z twojej ostatniej wymiany zdań ze mną. Nie pisałaś o większości, tam nie było tego słowa, pisałaś o wszystkich, ignorując moją wzmiankę o wieloletnich parach homo.
"patrzy prosto (...)"
I właśnie w tym jest problem, patrzysz prosto i nie widzisz co jest po prawej, co jest po lewej. Patrzenie jedynie prosto, to nie raz patrzenie przez utarte stereotypy. A te "niuanse" wcale nie są takie drobne. Rozwalają ci to co sobie uporządkowałaś dlatego je bagatelizujesz albo ignorujesz.
ujmę to tak: rozglądam się dookoła czasami, ale nie poświęcam uwagi drobnym rzeczom ponieważ one tylko zaśmiecają albo urozmaicają krajobraz.
nie ignoruję takich wzmianek, ale wg. mnie to, że ktoś jest "wieloletnią parą" wcale nie wyklucza tego że uprawia swing - i kto tu patrzy stereotypowo ;)
aha a wrzuciłaś mnie do wora z ludźmi którzy wkładają innych w worki i przypisują im złe cechy.
Niezła z ciebie kombinatorka, w dyskusji skupiasz się jedynie na tym żeby wyszło na twoje, żeby twoje było na wierzchu. To jest dziecinne. Manipulujesz, czepiasz się wszystkiego co popadnie i dopisujesz sobie co chcesz byleby wyszło na twoje, a z rozmówcy zrobić (tym razem) hipokrytę.
Oczywiście, że wieloletni związek nie wyklucza takich zabaw, ale te które ja znam się w to nie bawią. Ty masz chyba jakiś problem z tym swingiem, albo się w to bawisz czy co, że ciągle o nim wspominasz. Wyobraź sobie, że dla niektórych dzielenie się partnerem jest czymś nie do zaakceptowania.
Nie, napisałam tylko jak odebrałam twoje poglądy, nie mieszałam w to innych ludzi. Już nie kombinuj. Sama sobie doszyłaś ten worek, patrz pierwszy akapit dlaczego. ^
patrz: tym razem jestem dla ciebie w worku opatrzonym napisem swingersi.
wyczuwam hipokryzję ....
I nie muszę kombinować. Samo wychodzi... na powierzchnię
Próba dyskredytacji rozmówcy. Masz gdzieś to o czym piszemy, liczy się tylko to by twoje było na wierzchu.
wybaczam ;) ale nie wybaczę tego że piszesz że mam gdzieś o czym wy piszecie - gdybym miała to bym z wami nie pisała, przecież to takie oczywiste....
Zaczepiłaś mnie tylko po to żeby sobie ze mną po pogrywać. Miałaś nadzieje mnie wyprowadzić z równowagi, prawda? Przykro mi, ale nie mam sobie nic do zarzucenia więc ci się nie udało.
naprawdę nie wiem skąd u ciebie takie przekonanania... całkowicie nieprawda
i ani trochę nie zaczepiłam, po prostu wyraziłam swoje zdanie
dałem 8/10 dlatego, że według mnie film 'uratował' wątek z urną, koszulą i nieprzesłodzone zakoczenie. Film mnie niczym nie powalił na kolana mimo że czytałem masę pochlebnych opinii na jego temat. Klasyczna scena gejowskiego życia coprawda ujęta w pięknej scenerii - gór itp. Czemu klasyczna scena ? Geje kochający siebie niemogą razem żyć gdyż ' świat im na to nie pozwala ' -(tolerancja), więc układają sobie życie w normalnej rodzinie hetero. Wkurzają mnie osoby które na filmwebie pisza i nie tylko na filmwebie po obejrzeniu filmu pisza o tym jak strasznie być gejem.. Film jest przestrogą dla pedałów że można ułożyć sobie życie normalnie ( mieć żonę i dzieci i nawet szczęśliwie żyć). Nie jestem fanem gejów, ale film obejrzałem ze względu na to, że jednak jestem otwarty na wszelkiego rodzaju kino i moja w pewnym stopniu niechęć do pedałów musiała zejść na drugi plan i musiałem popatrzeć i ocenić obiektywnie ten film. 8/10 jak dla mnie :) Oczywiście bardzo dobra gra aktorska - najbardziej podobałą mi się rozmowa telefoniczna Ennisa( Heath) i Laureen(Anna Hathaway). heh PS. wszyscy geje któzy wchodzą na profil tego filmu mają pozdrowienia od mojego homofibicznego kolegi i coś tam wspominał ze pedały do holandi je*ać ich itp itd. xd
Nie rozumiem jak możesz uważać, że ktoś kto postępuje wbrew własnej naturze może "nawet szczęśliwie żyć". Czy można powiedzieć, że główni bohaterowie byli szczęśliwi? Życia, które wiedli ogniskowały się kolejno na obowiązku (wcześniejszym zamiarze, słowu) co do samego zawarcia małżeństwa a później posiadaniu wspólnych dzieci w trakcie pożycia, z drugiej strony był to rozsądek (zamożna, ładna) a i po ślubie wcale nie lepiej. Ostatecznie to siebie zawsze wybierali, ryzykując to co już mieli. Nikt kto już jest szczęśliwy nie musi szukać szczęścia poza domem, nikt taki nie wybrałby również strachu, obłudy i nieakceptacji samego siebie jako integralnej części swojego życia.
Oczywiście, ze nie można powiedzieć że główni bohaterowie byli szczęśliwi bo nie byli ;P Jak wbijesz to zobacz co napisałem na dole
Urodziłam się jako brunetka, niezależnie jak bardzo chciałabym być ruda, samym chceniem czy też siłą woli tego nie zmienię. Naturalnie mogę się przefarbować i maskować odrosty co dwa tygodnie, ale to i tak niezależnie od tego co bym robiła nie będzie to to samo, da mi to minimalnie lepsze samopoczucie, ale nie zmieni faktu, że umrę jako posiwiała, farbowana brunetka. Przepraszam za tą fryzjerską metaforę. Wydaje mi się, że człowiek ma szanse na szczęście tylko wtedy kiedy zna prawdę o sobie i w pełni ją akceptuje. Oczywiście, są ludzie tacy, o których mówisz, ci którzy próbują nagiąć się do społecznych standardów. Po związaniu się z kimś na stałe mogą stworzyć całkiem udany związek, jednak przyjaźń, wdzięczność i wzajemna troska chociaż bardzo ważne są tylko filarami bez fundamentu. Ktoś kto nie może pogodzić się z czymkolwiek w sobie (niekoniecznie akurat z seksualnością), dostanie w życiu jedynie marny substytut, nigdy nie osiągając jednak pełnego szczęścia.
no właśnie " zna prawdę o sobie i w pełni ją akceptuje" czyli nie potrzebuje akceptacji z zewnątrz. Bo jak potrzebuje to znaczy że czuje że coś z nim nie tak.. .
Nie bądź hipokrytą. Szczęście to między innymi akceptować i być akceptowanym. Każdy potrzebuje akceptacji otoczenia, gej nie gej, Ty czy ja - wszyscy bez wyjątku i nie ma na to żadnej reguły. Są ludzie, dla których opinia innych znaczy więcej, są ludzie, dla których ta opinia znaczy mniej, co nie zmienia faktu, że dążenie do akceptacji to jedna z najbardziej ludzkich i przyziemnych potrzeb.
Istnieje możliwość, że mogłam po prostu ze zmęczenia źle Cie zrozumieć z góry za to przepraszam.
nie ma za co przepraszać, ale w razie czego przyjmuję ;) zgadzam się z tobą, człowiek ma instynkt stadny i potrzebuje aprobaty innych, akceptacji, ale jako człowiek a nie Xseksualista :P
ale czy wg. ciebie nie mam racji?
Seksualność to jedna z części składowych tożsamości człowieka, nie da się kogoś szanować w 3/4, tak samo jak nie da się być w połowie w ciąży.
ale czy wg. ciebie nie mam racji? ani troszeczkę?
ależ można darzyć kogoś mniejszym lub większym szacunkiem i jeżeli chodzi o mój stosunek, szanuję różnie różnych ludzi i nigdy dlatego że są po prostu ludźmi...
Dla mnie szacunek jest jeden, nie można go przewartościować czy stwierdzić czy jest większy, czy mniejszy, to moje zdanie.
Nie widzę powiązania tej konkretnej rozmowy z jakąś Twoją racją, być może to kwestia zmęczenia, czy mogłabyś mnie oświecić?
potrafisz tak samo szanować śmierdzącego alkoholika bijącego swoje dzieci i doktora nauk fizycznych, dobrego obywatela i czułego męża i ojca? Bo ja mam zupełnie inaczej, ten pierwszy jest dla mnie zdecydowanie mniej wartościowy i nie zasługuje na szacunek, a nawet na pogardę. Drugiego szanuję, podziwiam i poważam Oczywiście uważam że może się poprawić i mu współczuję ale nie szanuję, ani trochę. Proszę wytłumacz mi swój punkt widzenia, bardzo mnie to ciekawi :)
Ja np. oceniam ludzi i uważam że na szacunek zasługuje to co oni robią a nie oni sami za to że są.
oświecam: <<no właśnie " zna prawdę o sobie i w pełni ją akceptuje" czyli nie potrzebuje akceptacji z zewnątrz. Bo jak potrzebuje to znaczy że czuje że coś z nim nie tak.. .>> czy wg. ciebie to stwierdzenie nie ma w sobie żadnej racji?
Trzeba mieć naprawdę wiele złej woli, żeby wogóle wysunąć taki wniosek, przykro mi skoro tak właśnie to zinterpretowałaś. Nie lubię kiedy ktoś nawet w ramach dyskusji nadaje mi tak kiepskie wyobrażenie, więc wytłumaczę: nie mówiłam ani przez sekundę o szacunku za sam fakt istnienia, wtedy mówiłam o akceptacji społeczeństwa - o szacunku było później i było to podane jako przykład. Tak, nadal uważam, że szacunek jest jeden - albo kogoś szanuję, albo nie, tak przynajmniej jest w moim przypadku. Sama sobie określiłaś za jakie działania człowiekiem się wzgardza a za jakie możnaby dać go za przykład, to raczej niezmienne normy społeczne, których moja 'zdezelowana psychika' zazwyczaj się trzyma nie rozumiem tym bardziej czemu chcesz mnie z jakiegoś powodu z tych ram wyrzucić. Twoje stwierdzenie wydaje się podręcznikowo oczywiste, chociaż i tak według mnie nierozerwalnie idzie ze sobą w parze akceptacja samego siebie i społeczeństwa o czym już pisałam. Mam nadzieję, że już wszystko jest klarowne. Powtórzę na wszelki wypadek, aby i to nie zostało źle odczytane: połowicznie mogłabym się z Tobą zgodzić.
muszę przyznać że wkurzyło mnie pierwsze zdanie. czemu tak piszesz ? Nie, nie mam złej woli (do chol.ery czemu miała bym mieć i czemu miałaby ona służyć :/ ) po prostu tak zinterpretowałam twoje słowa. niektórzy ludzie twierdzą że obu takim przypadkom należy się szacunek, myślałam możesz do nich należeć i mi to przetłumaczyć bo nie potrafię tego ogarnąć. I nie "wysnułam wniosek" a skierowałam pytanie.
A wg. mnie właśnie idzie tylko akceptacja samego siebie, bo wydaje mi się że jak akceptujesz samego siebie to akceptacja innych wcale nie jest ważna. Postaram się wytłumaczyć na trochę przejaskrawionym przykładzie ( i również byłabym wdzięczna za twój przykład) wyobraź sobie że jako inteligentna osoba trafiasz do klasy debili i prymitywów. Doskonale znasz swoją wartość i wiesz, że oni są "gorsi" (z braku lepszego słowa i z niechęci rozdrabniania się bezsensownie) Po jakimś czasie zaczynają cię gnębić za dobre oceny, schludny wygląd itd. I teraz: starasz się dopasować czy masz ich gdzieś? Bo czemu połowicznie, to mnie bardzo ciekawi. o tym napisz, proszę, a nie o dobrej czy złej woli, nie opowiadaj mi o dyskusji którą trochę wyżej przeprowadziłyśmy :P (lubię poznawać inne poglądy i drogę jaka do nich prowadzi, nie po to żeby się kłócić czy udowadniać swoje racje- no chyba że ktoś pisze naprawdę okropne bzdury- po prostu mnie to ciekawi. więc nie pisz czy mam złą wolę bo mi przykro i nie obrazuje to mojego stosunku do dyskusji. To że nie używam ładnych słówek i grzeczności, do każdego mojego poglądu nie dopisuję "ale takie jest moje zdanie, każdy ma prawo mieć swoje" itp.itd to nie znaczy że mam złą wolę tylko uważam takie dopiski za oczywiste i niepotrzebne. nawet dodałam emotikona żeby było widać moje intencje
wiem że nie wiem wszystkiego i kieruję się ciekawością a nie złą wolą... niejednokrotnie wyniosłam coś z dyskusji i wtedy to mnie tylko może cieszyć.