Niełatwo o nim zapomnieć. Prawdę powiedziawszy, trudno mi to opisać słowami- historia dwóch mężczyzn, ich miłości? To za mało. Czy to była miłość? Może raczej przyjaźń? Ja odnoszę wrażenie, że byli po prostu całkowicie od siebie uzależnieni. Stworzeni dla siebie. Byli przerażeni uczuciem, które się w nich narodziło. Ennis nie chciał niczego poświęcać, bo się bał. Nie mogli nic z tym zrobić. Jedyne co mieli to te kilka spotkań w roku przez dwadzieścia lat, wspomnienia z Brokeback Mountain...A reszta nie miała znaczenia, bo tak naprawdę nie istenieli bez siebie.
Niesamowicie wzruszyła mnie scena w której spotykają się po tych czterech latach, oraz ich ostatnie pożegnanie, a raczej ta rozmowa. To mówi wszytsko.
Niezwykły, poruszający film.