Film jest dobrze zrobiony, zawiera piękne zdjęcia, aktorzy też grają nieźle, ale pokazuje raczej zgubne skutki skłonności homoseksualnych jednego człowieka, aniżeli miłość. To Jack pociągnął przyjaciela do zachowań, których ten początkowo nie chciał zaakceptować.
Odzywając się po latach odnowił to niszcząc jego małżeństwo.
Większość zachwyca się oryginalnym tematem i z pewnością jest on rzadki, ale film jest raczej o pożądaniu, o zniewoleniu. Wystarczy popatrzeć nań z innego punktu widzenia. W sumie nikt tu nie był szczęśliwy. Każdy wyciągnie swoje wnioski, ale ja widzę kłamstwa i zdradę, które ranią innych i nie mogą dać szczęścia. Jaka to miłość, kiedy Jack jest niewierny (nie tylko żonie, ale i przyjacielowi)? Są tu oczywiście emocje, ale Jacka interesował głównie seks, a nie szczęście przyjaciela. Życie Ennisa potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie spotkał Jacka.
Staram się być człowiekiem tolerancyjnym, ale ten film mnie nie skłonił do akceptacji homoseksualizmu, ponieważ uczucia oparte są tu na nieuczciwości a sceny erotyczne, choć zagrane dobrze przez aktorów, mimo wszystko są nienaturalne. Trudno mi się ogląda coś takiego. Nikogo nie potępiam, ale też nie muszę się zachwycać.
Film przekonał mnie do tego, iż niektóre zachowania homoseksualne są wywołane przez okoliczności, np. samotność, nieśmiałość (a może wszystkie?).
Jak przeczytałem nagłówek Twojego posta w e-mailowym powiadomieniu, to pomyślało mi się: nie, to rzeczywiście nie jest film o miłości, to jest film o wielkiej miłości.
Tyle chciałem. Doddam jeszcze tylko, że zdrada to stały motyw w melodramacie i zdarza się, że - jak tutaj - jest generowana przez opresyjne społeczeństwo.
Zgadza się. Film nie jest o miłości. Przynajmniej nie to wysuwa się na pierwszy plan. To film o samotności i niemożności spełnienia siebie. Jack nie był wszystkiemu winny.
Sądzę, że ten film nie miał za zadanie przekonać Cię do akceptacji homoseksualizmu. Nie tędy droga.
Osobiście sądzę, że powinieneś akceptować/tolerować homoseksualizm. To nie jest przyznanie, iż ta orientacja Ci się podoba. To raczej stwierdzenie: "Tak, homoseksualizm istnieje, tak jak istnieje niebo". Jeśli nie akceptujesz osób homoseksualnych (nie mówię, że tak robisz, jedynie dopuszczam taką możliwość), to masz poważny problem, bo świadczy to tym, że dyskryminujesz innych. Osobiście nie popieram homoseksualizmu, ale nie jestem mu przeciwny. Po prostu go toleruję. Baaa... kiedyś nie pozwoliłbym gejom, czy lesbijkom adoptować dzieci, a dziś sądzę, że w niejednym przypadku nie byłby to błąd.
Ale dość o tym. Proszę nie traktować tego jako prowokacji. Sądzę, że film jest niezwykle ciekawym i wartościowym filmem. Jest zupełnie inny niż większość melodramatów i pokazuje historię jednocześnie niepozorną i nadzwyczajną.
Mnie też film się podobał, ale z opisanych przeze mnie powodów trudno mi na skali podać, na ile.
Akceptować, tolerować - to jednak nie to samo.
Tolerować to dla mnie w tym przypadku (w uproszczeniu) nie okazywać wrogości, nie robić różnicy w kontaktach, dać komuś prawo do takich zachowań w prywatnym życiu. I tu nie mam problemów, Po prostu nie uważam, że jest to coś naturalnego (choć jako zjawisko istnieje od wieków).
Natomiast akceptacja kojarzy mi się bardziej z pochwałą, przyjęciem jako normę. Dlatego jestem przeciwko adopcji dzieci i małżeństwom. Być może walka o te prawa powoduje wrogość części społeczeństwa.
Nie wiem, czy jasno się wyrażam, ale każdy ma prawo do własnego zdania i negowanie mojego też może być dyskryminacją :).
Do poprzednika: miłość to wielkie słowo, tu raczej widzę namiętność, emocje, pożądanie, oczywiście nie pozbawione uczuć.
A czy ja mówiłem, że akceptacja i tolerancja to jest to samo? Masz rację ale nie do końca. Tolerancja to na chłopski rozum ani pochwalanie, ani odtrącanie. Akceptacja to przyjęcie czegoś za normalne lub kogoś do jakiejś akceptowalnej grupy.