Film ten nie tylko przenosi nas do realiów Brazylii lat 70., ale obnaża mechanizmy opresji, przemocy i społecznej dezintegracji, które są uniwersalne i ponadczasowe. Szczególnie doceniam, jak twórca ukazuje relacje między jednostką a państwem – państwem, które jest bezwzględną machiną tłamszącą nawet najbardziej podstawowe ludzkie wartości. Porzucone ciała na ulicach, inwigilacja i wszechobecny strach.
Mocną stroną filmu jest także pokazanie, że akt oporu nie zawsze musi być heroiczny. Często są to drobne, codzienne gesty, zwykła ludzka solidarność. I niezłomność kobiet. Reżyser w subtelny sposób podkreśla, że to właśnie kobiety potrafią wprowadzać nadzieję nawet w najbardziej mrocznych czasach. Filho tworzy film nie tylko artystycznie odważny, ale i niezwykle potrzebny – bo pokazujący, że prawdziwa wolność rodzi się z niezgody na milczenie i zapomnienie.
To film także aktualny w naszym kraju tu i teraz. Współczesne debaty o praworządności, granicach wolności jednostki, niezależności instytucji czy roli mediów, pokazują, że lęki i zagrożenia znane z filmowego Recife wciąż istnieją również u nas. Przypomina, że każda władza — niezależnie od szerokości geograficznej — może dążyć do kontroli i tłumienia głosów sprzeciwu.
"Mocną stroną filmu jest także pokazanie, że akt oporu nie zawsze musi być heroiczny. Często są to drobne, codzienne gesty, zwykła ludzka solidarność. I niezłomność kobiet."
Bardzo ciekawa wzmianka, dziękuję