... trudno jest napisać oryginalny scenariusz, to fakt, bo sam kilka napisałem i trwało to... dosyć długo. Najlepiej jest więc coś skopiować. I taki właśnie jest ten film. Nie jest istotne jak oceniam pierwowzór- ważne jest to, że remake jest zazwyczaj tylko powieleniem. Ciekawe czy przez kolejne 30 lat Amerykanie wymyślą coś nowego?
3/10 za kilka interesujących scen i za to, że są gorsze filmy grozy NIE-REMAKI, np. TROLL 2.
______________________________ ______________________________ ________
No żal :)
Więc nie będę.
______________________________ ______________________________ ________
Sam napisałeś kilka? I tak się na tym znasz?
Nawet ktoś kto filmy ogląda okazjonalnie, gdyby obejrzał oryginał i remake odniósł by wrażenie, że scenariusz w remaku poszedł w zupełnie inną stronę niż ten w oryginale, nawet postacie są inne, równie dobrze mógłby być to sequel znawco.
A do czego kolega tak mozolnie pisal te scenariusze...? Pytam z ciekawosci nie zlosliwosci.
Dwa pisałem na egzamin do szkoły filmowej, ale nie zdążyłem. W praktyce skończyłem na etapie opowiadania, czyli na etapie pierwszym.
A dwa inne napisałem wcześniej dla własnych potrzeb (chciałem zrobić film, ale jak zwykle osoby, które miały to robić razem ze mną, zrezygnowały jak im pokazałem scenopis, czyli podział scenariusza na każde ujęcie pojedynczej sceny, no i jak usłyszały, że każdy musiałby wydać kilkadziesiąt złotych, żeby wogóle stworzyć warunki do pracy). Potem scenariusz i scenopis trafił do rąk studenta ostatniego roku filmoznawstwa, ale i tak się okazało że czasowo, odległościowo i finansowo to jest niewykonalne, no i oczywiście osób też za mało. Zaspokoiłem już Twoją ciekawość? :)
Wracając do "Teksańskiej Masakry..."- a może już nic nie napiszę... :)
Żeby była jasność: Czy to znaczy, że do szkoły filmowej się nie dostałeś, a twoimi scenariuszami nikt się nie zainteresował?
Faktycznie, jesteś świetnym, typowym materiałem na krytyka.
Tak trzymaj.
Żeby była jasność: ja tych scenariuszy nikomu ważnemu nie pokazywałem, bo sam uważam, że powinny zostać poprawione, tylko kiedy mam się do tego zabrać? :)
Nigdy nie zanosiłem ich do żadnej szkoły filmowej itp.
Chciałem zdawać na reżyserię, ale prawda jest taka, że samo przygotowanie do egzaminu powinno być o wiele dłuższe, dlatego też uznałem, iż lepiej poczekać minimum do przyszłego roku i nie iść teraz z niczym w rękach. Wogóle, traktuje to na luzie, jak się dostanę to dobrze, jak nie to trudno.
I tak dla jasności: nie pisałem, że jestem w tym dobry, genialny, tylko, że aby napisać oryginalny scenariusz potrzeba czasu, pomysłów, więc autorzy "Teksańskiej Piły..." uznali, że lepiej się z tym zbytnio nie męczyć. Wogóle trudno ich nazwać autorami, bo prawdziwi twórcy zrobili to już w 1974 roku.
Ok, czyli twoja argumentacja wygląda tak:
1. Najważniejszy jest dobry scenariusz.
2. Jeżeli dobry scenariusz wykorzysta się powtórnie, to już nie jest dobry.
3. Baza wyjściowa dla oceny każdego remake'u to 1/10.
+ punkcik w górę za to, że są gorsze filmy.
+ punkcik w górę za to, że są dobre sceny.
Razem 3/10.
Dobrze zrozumiałem?
Trochę to dziecinne. Remake, czy nie - wtórność jest cechą całej rodziny tego typu filmów: grupa nastolatków wybiera się na wycieczkę. Trafiają do dziwnego miejsca, spotykają psychola/bandę psycholi i po kolei giną. Tada!
Ale nie znaczy to, że każdy z tych filmów zasługuje na maksymalną ocenę rzędu 3/10. Innymi słowy: jestem w stanie zrozumieć taką ocenę, ale nie przy takiej argumentacji.
Wiadomo, że slasher jest gatunkiem z natury ograniczonym, jednak to nie zwalnia filmowców do poszukiwania czegoś nowego. Punktem wyjścia ma być wycieczka/ podróż nastolatków, najlepiej do jakiegoś zadupia w lesie. Horror ma to do siebie, że powinien być między innymi tajemniczy (slasher na pewno). W jaki sposób remake ma być pod tym względem atrakcyjny, skoro widzieliśmy to już 30 lat temu?
Oczywiście Ktoś mógłby napisać, że każdy nowy slasher z nowym scenariuszem i historią będzie wtórny, bo zazwyczaj stosuje się w nim pewien schemat.
Jeżeli więc slasher sam w sobie jest wtórny, to jaki może być remake filmu-slashera?
Moja argumentacja jest więc następująca: jedną z najważniejszych cech każdego dzieła filmowego, bez względu na jego gatunek, powinna być oryginalność, unikatowość, próba tworzenia nowej historii, poszukiwania nowych rozwiązań fabularnych, a nie odgrzewania czegoś, co stworzono dawno temu.
Tak by było idealnie, ale nie będzie, bo komercja ma to do siebie, że większość rzeczy upraszcza, aby popcorn sypał się strumieniami po kinie...
"Jeżeli więc slasher sam w sobie jest wtórny, to jaki może być remake filmu-slashera?"
Dokładnie tak samo wtórny, ni mniej ni więcej. Nie znaczy to, że remake nie może dostarczyć dobrej rozrywki. Ty skreślasz film TYLKO dlatego, że nie powinno się dwa razy opowiadać tej samej historii. Moim zdaniem wręcz przeciwnie - jeśli historia jest dobra warto opowiedzieć ją powtórnie. Być może za którymś razem uda się to zrobić nawet lepiej niż w oryginale.
Żeby nie szukać za daleko, klasyczny przykład: "Dracula" z 1931. Czy to, że Bram Stoker w 1992 opowiedział nam tę historię po raz n-ty oznacza, że jego filmowi należy się ocena 3/10? Według twojej logiki tak.
Nie podajesz żadnych argumentów dlaczego nowa "Teksańska Masakra" jest kiepska (a kilka powodów by się znalazło), poza jednym: "Łeee, to już było".
Ups, miało być: historia Brama Stokera została opowiedziana po raz n-ty w 1992. Think JimBo, think :)
Chociaż Bram Stoker jest też w pewnym sensie autorem scenariusza, to na ukłony zasługuje też James V. Hart i oczywiście reżyser Francis Coppola.
To teraz wyobraź sobie remake Amadeusza, Forresta Gumpa, albo np. nowe wersje filmów Fulciego czy Argenta, czy "Zagubionej Autostrady" Davida Lyncha.
Podaj mi choć jeden argument, który byłby za zrobieniem remaków ww filmów, no chyba, że ich nie widziałeś.
Odkrywanie na nowo starej historii, interpretacja z poziomu współczesnego człowieka, czy wydobycie z niej innych interesujących szczegółów jest dobra dla pewnych gatunków filmowych takich jak dramaty społeczne, historyczne itp- wtedy do głosu dochodzą różne punkty widzenia i dzięki temu nowy film może się obronić przed wtórnością. (zaraz się przyczepisz, że AMADEUSZ jest filmem historycznym :) )
Taki zabieg jest natomiast kiepski dla filmów grozy, bo co nowego możemy zobaczyć w remaku "Teksańskiej Masakry...", oprócz tego, że film jest nowocześniej zrealizowany, bo powstał w 2003 roku i kosztował miliony dolarów?
Podałem ci argument na to, że sam fakt, że film to remake nie czyni go beznadziejnym. Właśnie przyszedł mi do głowy kolejny przykład, mianowicie "King Kong".
Fakt, że film to remake nie powinien być powodem przyjmowania postawy w stylu: "A fe, remejk, no to ocena 1/10. Ma jakieś tam plusy? No dobra, niech będzie 3/10."
Skoro pytasz, to tak. Wyobrażam sobie remake "Amadeusza" i chciałbym zobaczyć tę historię z nieco innego punktu widzenia, wyobrażam sobie historię "Foresta Gumpa" opowiedzianą z innej perspektywy. Byłbym zachwycony mogąc zobaczyć dobrze zrealizowany remake "Sette Note In Nero" (oczywiście z zachowaniem oryginalnego motywu muzycznego).
Argent, Argent... Tu mnie masz - chodzi ci o reżysera seriali z lat 50-80? A może o twórcę "Meeting A Bullet"? Jeśli to drugie to raczej szkoda czasu na remake takiej kaszany.
"Zaginiona Autostrada" - hmm, nie można przeskoczyć geniusza, poza tym to nadal dość świeży film. Ale jak jesteśmy przy Lynchu, to chętnie zobaczyłbym na nowo opowiedzianą historię "Człowieka Słonia" lub nową ekranizację "Diuny".
Chodzi o to, że film powinniśmy oceniać za to co sobą reprezentuje, a nie ganić za to, że odświeża starą historię. Mam ci podać argument za robieniem remake'ów? Proszę bardzo: jest szansa, że będą udane, tak jak te o których już wspomniałem. Jeśli nie wypalą, mówi się trudno, nadal mamy oryginały. Ale jest szansa, że powstanie coś dobrego i nie widzę powodów, żeby z tej szansy rezygnować. Teraz prosiłbym o argument przeciw.
Czy zabieg taki jest kiepski dla filmów grozy? Nie sądzę. Nowa "Teksańska" znacznie różni się od pierwowzoru. Zatrzymajmy dokładnie tą fabułę i wprowadźmy trzy zmiany kosmetyczne:
- zmiana sceny wprowadzającej (samobójstwo dziewczyny),
- zmiana miejsca akcji,
- zastąpienie Leatherface'a jakimś innym psycholem.
Pokuszę się o stwierdzenie, że można by wypuścić ten film pod innym tytułem i hardkorowi fani oryginalnej "Masakry" nie mieliby się do czego przyczepić. Ot, kolejny przeciętny slasher, dajmy na to "Wrong Turn 2".
Widzisz, niemal każdą historię da się opowiedzieć na nowo. I wcale nie musi oznaczać to pójścia na łatwiznę. Przeciwnie, stawia przed twórcami tym większe wyzwanie. Jeśli uważasz, że to łatwe - do roboty chłopie. Co prawda pisania do szuflady nie nazwałbym jakimś szczególnym doświadczeniem w tej dziedzinie, ale wiesz na czym stoisz. Skoro to proste - go, and make some money.
No właśnie, sam przyznałeś: "nie można przeskoczyć geniusza". Piszesz, że to świeży film (1996), a np. Krąg, czy Dark Water nie są aby bardziej "świeże"?
Tak samo jest z Fulcim, Argento to też włoski reżyser filmów grozy, który jest mistrzem nurtu zwanego giallo. Jak określają fani, podrabianie go to samobójstwo dla nowego filmu.
Remake jest warty uwagi wtedy, gdy jest twórczy. W przeciwnym razie jego produkcja nie ma wg mnie sensu, (w znaczeniu wydarzenia artystycznego).
Dobra spadam już, bo się spóźnię do pracy.
Pozdr.:)
Przyznałem - w jednym wypadku. I nie jest to broń boże argument przeciw remake'om. Co do zachodnich ekranizacji "Kręgu" i "Dark Water" to nieco inna bajka. Zachodniemu widzowi często cięzko jest przełknąć wschodnie, cokolwiek specyficzne, poczucie estetyki i podejście do robienia filmów. Nie ma w tym nic złego, zwłaszcza, że mamy tu do czynienia z tym, o czym już pisałem - innym podejściem do tej samej historii.
To czy remake będzie twórczy, czy nie okazuje się dopiero gdy trafi na ekrany. Nie uważam tego za argument przeciw robieniu remake'ów. Również średnio obchodzi mnie opinia fanów oryginału. Do kina nie idę żeby słuchać ich zrzędzenia, a po to żeby zobaczyć film.
P.S.
Trudno moim zdaniem uznawać miniserial "Diuna" za remake filmu.