Po tym jak uśmiercił mnie totalnie beznadziejny King Kong, wychodziłem z kina płacząc z beznadzieji. Tristan i Izolda jednak bardzo mi się podobali. Film był ciekawy, trzymał w napięciu, a aktorzy grali dobrze. Sztucznoty jakoś tam nie widziałem, chyba, że ktoś spodziewał się po filmie rozgrywającym się we wczesnym średniowieczu miłości rodem z Hoolywood. Jeśli tak niech następnym razem ogląda romans z XXIw.