Może nie ma tu takiego typowego klimatu charakterystycznego dla kina grozy, ale za to jest cała masa dobrej rozrywki! W filmie jest dużo akcji (prawdopodobnie więcej niż horroru), a w końcowej części filmu zaczyna dominować sci-fi. Dla mnie, jako fana kina grozy, znakomicie (i odpowiednio obrzydliwie) wyszła scena, kiedy pasożyt przechodzi z jednego ciała w drugie. Fabuła jest ciekawa, ale kolejne części scenariusza są przewidywalne (dość szybko dowiadujemy się, o co chodzi z tymi morderstwami, a następne to już powielanie schematu). Mimo to film nie nudzi, a to głównie przez sprawnie nakręcone sceny akcji, dobre tempo i świetną muzykę, w której dominuje rock'n'roll. Jedną z największych zalet filmu jest także aktorstwo (znakomity Kyle MacLachlan i bardzo dobry William Boyett jako para głównych bohaterów, ale również świetnie odegrane role drugorzędne). Poza tym w filmie co jakiś czas przewijają się drobne akcenty humorystyczne, które również należy zaliczyć na plus. Są dobrym dopełnieniem tego lekkiego horroru z elementami sci-fi, przy którym można się naprawdę dobrze bawić. Moja ocena: 8/10.