Film oglądałem za czasów jak jeszcze kasety vhs były na topie. Minęło trochę lat, a mi zaczął się przypominać film, w którym była "jakaś glista" z kosmosu. Niestety nie pamiętałem ani tytułu, ani roku produkcji czy też w końcu kto w filmie grał. Ostatnio jednak trafiłem na ten film i mogłem w końcu obejrzeć go ponownie. Choć się nie zawiodłem, to stwierdziłem, że to jednak już nie to. Od fabuły wieje niekiedy kiczem, a gra aktorska nie jest najlepsza. Co prawda Kyle MacLachlan zagrał dobrze, ale sporo pobocznych aktorów nie zachwycało. Fabularnie pomijam to, że bohaterowie chcą złapać kosmitę itp. bo jest to film sf więc nie ma się co czepiać, ale już do tego, że kosmita okrada banki i inne sklepy jak najbardziej. Do czego mu te pieniądze? Trochę to naiwne. A zwłaszcza to, że upodobał sobie samochody marki Ferrari :) W tym przypadku tekst który wypowiada - coś o tym, że mogli (jako rasa kosmitów) podbić Ziemię - staje się zwykłą głupotą. Jak taki narażający się na niebezpieczeństwo z powodu kradzieży głupiego magnetofonu kosmita, chciałby opanować Ziemię? Zwołałby całą armię takich przygłupów? Przez takie kwiatki film traci swoją powagę, ale zyskuje za to lekki klimat.
Jeśli ktoś lubi takie lekkie filmiki sf, to jak najbardziej się on nadaje. Jeśli jednak ktoś stawia na "poważną" fantastykę, to się zawiedzie. Ja obejrzałem, i choć kiedyś bardziej mi się podobał, to jednak nie uważam czasu poświęconego na powtórne oglądanie za stracony.