oszczędź swoje pieniądze, czas i nerwy, bo są to na pewno trzy rzeczy, których będzie ci szkoda po zakończonym seansie. otóż trudno mi opisać kiedy ostatnio jakiś film tak bardzo rozczarował, znudził i zdenerwował mnie. troszkę złoszczę się też na siebie - czuję się zmamiona trailerem i obsadą, które to zapowiadały raczej dobry kawałek kina (jakoś tak na myśl przyszedł mi "Closer"). ale rozciągnięcie w nieskończoność pierwszej części filmu (po obiecującej i wstrząsającej pierwszej scenie), niezrozumiałe wykorzystanie jednej aktorki do dwóch ról, przerysowanie postaci Celeste, sceny tak niezdarne, że ma się ochotę krzyknąć "no idźmy już dalej, nooo!", trudne do wychwycenia sedno, przesłanie czy jakiś chociaż głównym problem czy cokolwiek czego da się rozpaczliwie złapać, narracja od przypadku (Willem Dafoe.. czemu? po co?), i wisienka na torcie - scena finałowa, po której uczucie ulgi, że to już koniec prawie dwugodzinnej męki, jest najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała tego dnia w kinie.