Scenariusz prawdopodobnie ma ukazywać jakąś alternatywną geopolityczną rzeczywistość, w której USA rozstawiają wszystkich ze swobodą, jakiej nigdy nie miały, nawet w szczytowym okresie zimnej wojny. Pominąwszy absurdy wynikające z tak uproszczonego ujęcia (np. Afroamerykanie wyznaczani do misji infiltracji społeczności zdominowanej przez białych, co ma rzekomo uspokajać ludność tubylczą), obraz uwodzi spiętrzeniem głupot wywracających na nice całą „intrygę”. Ameryka dysponuje SI potrafiącą doskonale imitować ludzi, a jak wiadomo, żołnierze np. ciskają bronią o ziemię po wyczerpaniu amunicji. Innych znaczących konsekwencji istnienia tak zaawansowanej technologii świat przedstawiony jeszcze nie odczuł. Z jakiegoś powodu SI musi zasuwać piechotą, dlatego misja dostarczenia plecaka z medykamentami do punktu leżącego zaledwie 20 km od bazy polega na mozolnym, a przede wszystkim ryzykownym przedzieraniu się przez ruiny i chaszcze. Drony są w stanie z wysokości wielu kilometrów trafić rakietą w otwór wielkości kartki formatu A4, ale precyzyjny zrzut kilkukilogramowego pakietu nie wchodzi w grę. Przenoszenie paczki ze szczepionkami nie jest oczywiście wystarczająco wzniosłe, dlatego jak zwykle chodzi o ratowanie całego świata - a jakże - przed terrorystami. Po drodze Ameryka karmi, leczy i rozdaje dobra wszelakie, zdobywając serca i umysły, a wszystko pod lufami wymierzonymi w twarze godnych życia, oddzielanych od niegodnych pociągnięciami spustu. Całość ubarwiają wirtualne strzelanki i kłapanie o demokracji. Sztuczny Murzyn kontrolowany przez białych musi się dogadać z biologicznym, którego nic i nikt nie jest w stanie kontrolować, gdyż jest ucieleśnieniem amerykańskiego snu o wolności znaczonej trupami.