Wyspiański ze swoim "Weselem" może się schować; u niego szczytem dramaturgii był taniec chochoła :) Mam nadzieję, że moja polonistka tego nie czyta :). A tak na serio, to film był komedią tylko przez kilkanaście minut. Potem płynnie przeszedł w dramat; tak płynnie, że widz śmiejąc się nie wiadomo kiedy łapie się za głowę i już dalej nie chce go oglądać, widząc co się dzieje.