Ten film reprezentuje niestety brak wiedzy twórców. Rozumiem to, że film trzeba było unowocześnić pod obecne gusta, ale od kiedy nowoczesność jest synonimem prostactwa? Twórcy po macoszemu podeszli do problemu klas społecznych, gdzie Marysia staje się Robin Hoodem, albo jakaś komunistką, bo wchodzi do posiadłości Czyńskich jak do siebie, do hrabiego zwraca się per ty, a wybitny lekarz wiezie swoim autem po asfalcie wśród pól lokalnego znachora. Absurdy rosną w miarę patrzenia, kiedy Izabela Kuna mówi niczym w serialu "W labiryncie": "Załatwiłam ci najlepszą klinikę w Lozannie", a kulminacją absurdów jest wesele, na którym wszyscy świetnie się bawią w takt folkowych grajków, a wszelkie podziały klasowe magicznie znikają, jedynie posępna mina hrabiny Eleonory przypomina nam o tym, że chyba nie wszystko jest git i nawet Netflix nie jest w stanie aż tak nagiąć prawdy historycznej, by wszyscy byli szczęśliwi i parskali różowym brokatem.