Czekałem na ten film od momentu kiedy dowiedziałem się, że powstanie współczesna wersja. Należę do grupy wiernych fanów Jerzego Bińczyckiego jako profesora Wilczura. Postanowiłem jednak zapomnieć o Jerzym Bińczyckim na 2:20:00 i rozpocząłem seans w dniu premiery z nadzieją, że nowy film dorówna zapowiedziom. Początek bardzo mi się spodobał - pozwolił wg mnie odciąć się od dzieła Jerzego Hoffmana - Leszek Lichota świetnie wcielił się w rolę. Jednak można zauważyć, że charakteryzacja poszła trochę inną drogą niż postać grana przez Leszka Lichotę w trakcie całego filmu mamy wg mnie nawiązania do roli Jerzego Bińczyckiego. Drugą postacią, która zasługuje wg mnie na wyróżnienie jest postać Zośki grana przez Annę Szymańczyk (na marginesie w mojej opini to jej gra zasługuje na szczególne wyróżnienie). Postać Zośki nadaje filmowi szczególnego uroku. Reszta postaci stanowi tło dla tej dwójki. Hrabia, Marysia, kamerdyner, ojciec Hrabiego, jego matka oraz pozostali męczą się oraz widza. Odniosłem wrażenie, że film jest chaotyczny i nierówny. Wg mnie nie potrzebne są w kilku miejscach przydługawe sceny, w stylu opisów przyrody w Trylogi H. Sienkiewicza - nużą. U Jerzego Hoffmana tego nie było, akcja toczyła się równomiernie i była spójna. Reasumując film mi sie podobał ale ma pewne mankamenty, dlatego moja ocena to 6,9. Myślę, że nadal wielu widzów mówiąc "profesor Wilczur" pomyśli "Jerzy Bińczycki".