Te dwa głąby, które napisały scenariusz tej chały, powinny się smażyć w piekle filmowym. Idiotyzmów, które się w tym, "dziele" się znalazły nie sposób wyliczyć. "Znachor" z Bińczyckim to arcydzieło w porównaniu z tym "czymś". Postacie kompletnie oderwane od pierwowzoru literackiego. Kosiba zostaje cudotwórcą, bo kolesiowi bark naciągnął. Młynarz Prokop staje się młynarzową, zaściankowa córka Wilczura okazuje się walczącą feministką, zawistnik Dobraniecki - najlepszym funflem.
Ktoś tu pisze o pięknych zdjęciach - kurna, kilka ujęć łąki i od razu Oscar dla operatora? Kpina zwykła. Lichota nie ma nawet krzty charyzmy Jerzego Bińczyckiego. ODRADZAM zdecydowanie oglądanie, szkoda ócz.
To napisałem ja, bez zgody jaśnie wielmożnego, tfu, pana hrabiego.