PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10030489}
7,5 89 tys. ocen
7,5 10 1 89244
6,7 46 krytyków
Znachor
powrót do forum filmu Znachor

Przez pierwsze dwadzieścia minut byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. W całkiem udany sposób rozwinięto wątek życia zawodowego i osobistego profesora Wilczura sprzed amnezji. Ładny i bardzo artystyczny wątek przyszywania serduszka lalce córeczki. Wyglądało zachęcająco. Odmiennie ale bez wątpienia dobrze.
Potem było jednak znacznie gorzej. Jestem osobą o poglądach konserwatywnych i na wszelkie "uwspółcześnianie", które zwykle okazuje się kolejną dawką politycznej poprawności reaguję alergicznie. W związku z tym trudno mi nie zauważyć wyjątkowo tendencyjnej parady "silnych kobiet" - od Zośki, przez hrabinę, a kończąc na Marysi, której pewność siebie w najróżniejszych okolicznościach nijak nie daje się racjonalnie uzasadnić w świetle posiadanych przez nią możliwości finansowych i towarzyskich. Pewność siebie Zochy, która bez mała sama przekonuje Kosibę, że musiał być wcześniej chirurgiem i obsztorcowuje ludzi o znacznie większej władzy i pozycji społecznej niż ona sama to kompletny brak rozumienia tamtych relacji społecznych. Stary hrabia całkiem pod pantoflem, choć stara hrabina była hrabiowska chyba tylko w tym, że mówiła po francusku. Rozłożenie akcentów jest tu więcej niż tendencyjne i absolutnie nieprzypadkowe. Trzeba rozumieć, że warunki w jakich ludzie żyją kształtują ich. Tworzenie nierealistycznych postaci po to aby promować współczesną obyczajowość i współczesne wartości to kłujący w oczy anachronizm. Postacie sfeminizowane zbudowane zostały na siłę z logicznymi sprzecznościami - oto na przykład matka Marysi, osoba, która miała najwyraźniej po dziurki w nosie profesora Wilczura do późnej nocki zaangażowanego w jego lekarską pracę, nie dzieląca z nim tej pasji, osoba, która wolała spędzić resztę życia z leśniczym, niż zamożnym, pracowitym i altruistycznym chirurgiem - ta oto matka, jak się widz dowiaduje, wyraża przed śmiercią wielkie życzenie aby jej córka studiowała medycynę. O co tutaj chodzi? Od początku zakładałem, że rozumienie realiów epoki w nowszej adaptacji musi być gorsze, bo starszy obraz wykonywali ludzie, którzy świat przedstawiony w książce znali w zasadzie z dzieciństwa. Było dość oczywiste, że tym razem dostaniemy obraz wykonany przez ludzi, którzy ten świat mogą odtworzyć tylko w swojej wyobraźni, co jest zawsze trudne i wymaga dużego oczytania. Można się jednak było chociaż postarać. To się udało w tym filmie chyba tylko scenografom i dekoratorom. Z pewnością nie udało autorom dialogów i ogólnie całego scenariusza. Nowa Marysia jest osobą, którą w zasadzie trudno nawet lubić. Nie jestem w stanie w zasadzie pojąć sceny, w której obraża hrabiego i zachowuje się skrajnie odpychająco, by dosłownie chwilę później, po słowach starego Żyda iż hrabia ją kocha, pognać natychmiast i decydować się na gorący seks. Nie wiem skąd przekonanie, że trzeba każdą opowieść jakoś uwspółcześniać i że komukolwiek dziś jest to potrzebne aby opowieść zrozumieć. Zrozumieć co? Chyba po to, żeby zastąpić zrozumienie historycznych realiów, które widz mógłby z filmu wynieść, jakimiś fantazjami. Obyczajowość każdej epoki to rzecz dla widza fascynująca i warta przedstawienia. To ważniejsze od rekwizytów i dekoracji. Jaki jest sens robienia filmów, w których ludzie zachowują się tak jakby żyli współcześnie, tylko zamiast BMW używają wozów drabiniastych? Czasem mam wrażenie, że piewcy postępu i nowej moralności myślą, że jeśli przekłamią obraz historii w oczach widzów i zatrą historię w społecznej pamięci, to zjawiska, które uważają za niekorzystne znikną z przestrzeni społecznej. Nie potrafię sobie wytłumaczyć tego trendu w kinematografii w inny sposób.
Mam też zastrzeżenia do pewnych elementów chronologicznych. Scena z Michałem wykonującym pierwsze kroki następuje już po scenie wypadku młodego hrabiego i Marysi. Michał na tym etapie jest pół-inwalidą, który wymaga jeszcze ze dwóch lat rehabilitacji, a akcja filmu od tego punktu toczy się prędko. Widzimy potem Michała wycinającego hołubce na procesie. Może to i drobiazg ale w starszej wersji takich słabości nie było.
Uczciwie trzeba powiedzieć, że film aktorsko jest dobry. Doskonale wypada Leszek Lichota. Anna Szymańczyk też fajnie. Inni też grają w sumie dobrze tyle że w niektórych przypadkach to nie ma szans wypaść wiarygodnie, bo jeśli postać jest źle napisana, to i najlepszy aktor cudów już nie zdziała.
Muzyka napisana sprawnie, postawiono tutaj częściowo na ludowszczyznę ale moim zdaniem daleko jej do ładunku emocjonalnego muzyki starszej wersji.
Podsumowując - obejrzałem ale do tego filmu nie wrócę. W przeciwieństwie do poprzedniej wersji.

sylwester_cornick

Zgadzam się w 100%.

ocenił(a) film na 6
sylwester_cornick

Znakomite podsumowanie, zwłaszcza:

" Nie wiem skąd przekonanie, że trzeba każdą opowieść jakoś uwspółcześniać i że komukolwiek dziś jest to potrzebne aby opowieść zrozumieć. Zrozumieć co? Chyba po to, żeby zastąpić zrozumienie historycznych realiów, które widz mógłby z filmu wynieść, jakimiś fantazjami. Obyczajowość każdej epoki to rzecz dla widza fascynująca i warta przedstawienia. To ważniejsze od rekwizytów i dekoracji. Jaki jest sens robienia filmów, w których ludzie zachowują się tak jakby żyli współcześnie, tylko zamiast BMW używają wozów drabiniastych? Czasem mam wrażenie, że piewcy postępu i nowej moralności myślą, że jeśli przekłamią obraz historii w oczach widzów i zatrą historię w społecznej pamięci, to zjawiska, które uważają za niekorzystne znikną z przestrzeni społecznej."

Ja również często odnoszę takie wrażenie. Dzisiaj przeczytałam artykuł na ten temat, o dziwo, na portalu "Krytyki Politycznej". Polecam ten artykuł - "Znachor i ożywczy powiew nowoczesności", w którym autorka - choć film się jej podobał - punktuje wszystkie wątpliwe uwspółcześnienia, nawiązując również do innej produkcji Netflixa, "Anne not Annie", czyli nowej wersji "Ani z Zielonego Wzgórza". Która zresztą popłynęła jeszcze bardziej w kategorii oderwania od realiów epoki i książkowego pierwowzoru, niż "Znachor" AD.2023. Mnie osobiście w tym kontekście przypomniał się jeszcze serial "Outlander" na podstawie cyklu "Obca", łagodniejszy przykład, ale też pełen przykładów na "Co by tu jeszcze zrobić, żeby pozbawić osiemnastowiecznych bohaterów ich osiemnastowiecznej "problematyczności", pozostawiając im jednak konie, stroje broń".