Byłam na prapremierze.
Jest za to piękna mazowiecka wieś.
Dopracowana muzyka.
Dosyć realistyczne odzwierciedlenie różnych grup społecznych żyjących w tamtych czasach.
Jest dużo inspiracji książką, ale są momenty gdzie scenarzysta opowiedział nową historię. Były momenty, gdzie mi coś niepasowało, coś zgrzytało, było przekombinowane. Ale w ostatecznym rachunku podoba mi się ta interpretacja.
Hoffmann skupił się na szlachcie, wielkim świecie, Gazda na ludziach ze wsi.
"Znachor" w wydaniu Lichoty jest ludzki. A nowa postać - Zośka, absolutnie mnie kupiła i ubawiła.
Czy warto? Warto. Wciąż kocham wersję z Bińczyckim, ale pokochałam też Wilczura Lichoty.