Z obawą obejrzałam. Platforma nie zapowiadała niczego dobrego. Zakochana w poprzednich wersjach stwierdzam, że ta jest najlepsza. Wspaniała obsada, naturalna gra aktorska, wierne oddanie epoki, niesamowite zdjęcia( tak- tu nawet ujęcie sypanej do worka mąki jest warte uwagi) i to światło- czyżby impresjonizm w kinie? Nienachalna muzyka jakby komentująca sceny. Jestem niezmiernie wdzięczna twórcom tego filmu. Polskie kino potrafi.
Ja właśnie obejrzałem i bardzo mi się podobał ten film. Kompletnie nie pamiętam starej wersji ale ta dziejsza jest świetna. Fajne dla mnie jest to, że nie znam w większości tych aktorów i nie pojawiają się twarze z filmów reklam. Fajna historia opowiedziana w bardzo ciekawy sposób. Odzwierciedlenie ówczesnego świata jak dla mnie idealne.
Tak i postać stworzona przez Lichotę jest bardziej ludzka, wspaniale oddany klimat polskiej wsi.
Oddany klimat tamtych czasów? To idź lepiej poczytać coś, co Ci pokaże klimat tamtych czasów. Od wyglądu nieudanego hrabiątka z rozwianym włosem przez kręcąca zadem Marysię w knajpie po… panienkę która… ma młyn. Feminizm wszedł widać za głęboko… to jest wariacja na temat dwudziestolecia międzywojennego a nie oddanie realiów. Tak spłaszczono cała historie ze brak słów.
Pytam - co broni aby wdowa odziedziczyła młyn? Absolutnie nic. Przeczytaj może "Chłopów" dziejących się znacznie wcześniej i zobacz jaką pozycję ma Dominikowa w swoim domu oraz ogólnie we wsi. Poza tym II RP miała jedno z najbardziej prokobiecych ustawodawstw w Europie. Ja wiem, że na głębokiej wsi mogli mieć to "w dupie" ale no bez przesady. Film czasami wypacza epokę (np. telefon z Radoliszek do Lozanny byłby niemożliwy w tamtych czasach tak samo zgadzam się co do strojów) ale no bez przesady.
Dominikowej nie podawałabym jako przykład. Synów miała spacyfikowanych, więc w domu nikt do niej nie podskakiwał, ale czy jakoś strasznie ją wyróżniano i szanowano we wsi? No nie. Zwłaszcza, że dość kiepsko wychowała córkę. Obrobiono jej "cztery litery" wielokrotnie. Dominikowa odziedziczyła pole, nie biznes. Jej aktywność ograniczała się do uprawy zboża, ziemniaków i kapusty. Była w identycznej sytuacji jak każda inna kobieta, która owdowiała i dostała majątek "po mężu". Gdyby synowie się pożenili jej sytuacja zmieniłaby się diametralnie :) Zośka to młoda kobieta, która sama ogarnia swoje sprawy. Do dyskusji pozostaje temat, czy jako kobieta miałaby możliwość prowadzenia tak wymagającej działalności. Odziedziczyć mogła, ale trudno byłoby jej prowadzić działalność i to na wsi. Moja prababcia owdowiała w podobnym czasie i jak się okazało jako kobieta miała naprawdę pod górę, prowadząc swój mały biznesik. Co innego wieś, co innego miasto. Co innego uprawa warzyw i pola, a co innego praca we młynie.
Boże drogi... Jak Ty mało wiesz o tamtej epoce, jeżeli uważasz że nowy "Znachor" ją wiernie oddaje...
Wierne oddanie epoki??! O wszyscy święci! Nie będę tu wrzucać dziesiątek przykładów, które oddają wiernie czasy obecne, a nie czasy, w których film jest osadzony, bo zanudzę, ale kto się ze mną zgadza, sam widzi jak bardzo epoka nie jest oddana. Przytoczę pierwsze, co mi się nasuwa: dziennikarze zadający pytania i reporter przedstawiający z imienia i nazwiska oraz nazwy dziennika - no błaaaagam, to jest wymysł naszych czasów. Takich malutkich smaczków jest mnóstwo.
I żeby nie było, uważam, że film jest dobry.
Nie mogę się tylko zgodzić z tym, że on oddaje wiernie tamtą epokę.
No nie.
Dobry może i jest, ale ludzi powaliło z tymi ocenami typu "10". Rozumiem, że to nasz kolejny kandydat do Oscara? Skoro taki wybitny. Nawet "Titanic" i "Władca pierścieni" słabo przy nim wypadają, bo na "10" nie zasługują przecież ;)
Te wszystkie "10" to pewnie za upchnięte na siłę sceny łóżkowe i urok oraz wdzięk Zosi ze młyna (akurat ona film ratuje bez dwóch zdań) :))
No prawda? Ja też uważam, że na dziesiątkę nie zasługuje. Jak na produkcję netflixa jest dobrze, ale na przykład dziuńka jedząca jabłko i obserwująca Lichotę w strumyczku mnie raziła. Jakieś to takie na siłę było; ostentacyjne.
Albo dźwięk w filmie. Chryyste... niektóre sceny cofłam i włączałam napisy, bo tego mamrotania albo cedzenia słów nie byłam w stanie zrozumieć.
Dlatego uważam, że film jest dobry, ale do podanych przez Ciebie "Titanica" lub "Władcy..." rzeczywiście mu sporo brakuje.
(#weźniestrasz z tym Oscarem! ;P )
Mam wrażenie, że część pozytywnych komentarzy jest wykupiona. Serio. Trudno uwierzyć w tak dobry wynik tego filmu... Zaraz mnie tu ukamienują, ale nic nie poradzę na to, że tak myślę...
Akurat kobieta obserwująca z fascynacją mężczyznę taplającego się w jakimś zbiorniku wodnym to stały motyw i nowy "Znachor" nie wyważył tutaj drzwi - by wspomnieć Demelzę śledzącą kąpiącego się w morzu Rossa (BBC "Poldark", akcja pod koniec XVIII wieku) lub Marion i prysznic Robin Hooda pod wodospadem ("Robin Hood Książę Złodziei" i średniowiecze jak wiadomo ;-)
Co do kupowanych głosów, być może, ale nie jestem pewna, czy tego potrzebują. Film jest obecnie numerem 1 na Netflixie w kilkunastu krajach, na 3 miejscu w USA. Przecież ci widzowie nie sugerowali się komentarzami z "10" na filmwebie.
Nie nie, nie chodzi mi o samo obserwowanie nagiego mężczyzny. Mnie to jabłko rozkłada na łopatki i nonszalancja przebijająca z tej sceny. Motyw jabłka jest klepany od jakichś piętnastu-dwudziestu lat i po prostu wywołuje już u mnie odruch wymiotny.
Ta tutaj, ogląda faceta u chrupie jabłko, Malfoy w Potterze obserwuje Hardodzioba i chrupie jabłko, prokuratorka w filmie podchodzi do trupa i chrupie jabłko. I może też nie o sam owoc chodzi, ale o nieudolne podkreślanie jedzeniem takiego wiesz, pfffffff, łotewer, żeby pokazać jak bardzo bohater jest wyluzowany.
A przez to wychodzi wszystko rozpaczliwie słabo.
Bardzo mnie to razi i tylko uwydatnia jak bardzo reżyserowi zależy na tym, żeby wyszło, że mu nie zależy.
Jest cała tych, którzy, niestety, nie taplali się w żadnym zbiorniku, a powinni, bo to dla damskiej części widowni byłoby wspaniałym doświadczeniem wizualnym :D Lista byłaby dłuuuuuuuuuuuuuuga bardzo :D
Nie jestem zachwycona tym filmem, serio. Nie wrócę do niego, bo czasu szkoda. "Znachor" to jedna z moich ulubionych książek i trudno mi sie pogodzić z tym, jak pod pewnymi względami popsuto tę opowieść. Uproszczono. Zmieniono w historię niemalże współczesną. A czar i urok tej historii tkwi w jej osadzeniu w konkretnych czasach.
Dla mnie wzorcowo poprowadzone są pod tym względem seriale BBC. Za każdym razem, kiedy oglądam "North & South" czuję się, jakbym się teleportowała do XIX-wiecznego miasta na Północy Anglii...