Ktoś dobrał sobie postacie i część wydarzeń, wrzucił do miksera, razem ze swoim światopoglądem i wyszło co wyszło. Spłycenie konfliktów wewnętrznych postaci, seksualizacja, ograniczenie wątków. Bohaterem romantycznym w książce jest Profesor Wilczur, w filmie co najwyżej jego nieszczęśliwa żona (w końcu wyzwolona od nierozumiejącego jej męża i odnajdująca prawdziwą "miłość"). A metodą na gojenie ran, nie jest przebaczenie, tylko druga laska, która się z Tobą prześpi. Dno dna. oglądasz na własną odpowiedzialność, ale jak czytałeś książkę, przygotuj się na terapie szokową. Bo nic się nie zgadza. Nawet nitka uczuć nie poruszyła się we mnie, które rozpalały się w trakcie czytania. Stawiam obok "Trudnych Spraw" i "Szpitala". dodatkowa gwiazdka za grę aktorkską, ale nic więcej.