Okazuje się, że Kolumbowie chodzą na randki, opalają się na plaży i grają w piłkę. Serial jest nadal aktualny, jak i pytania o pokoleniową ofiarę warszawskiej młodzieży.
"Przez obraz ten przebija rzadki ton jakiejś rozbrajającej czystości moralnej, jest w nim skryta jakaś nadwartość" - pisał Krzysztof Mętrak o
"Kolumbach" Janusza Morgensterna. 6 listopada o 20.10 Telewizja Kino Polska wyemituje pierwszy odcinek jednego z najlepszych polskich seriali.
Śmierć po raz pierwszy zaczyna się od sceny, która będzie też otwierać kolejne części: bohaterowie, konspiratorzy i przyszli powstańcy, grają w siatkówkę. Milkną i przestają się śmiać dopiero na dźwięk dobiegających z miasta syren alarmowych. Ten lejtmotiw jest kluczowy, bo doskonale oddaje intencje reżysera, który zamiast mitologizowanych Kolumbów pokazuje zwyczajnych dwudziestoletnich chłopaków, skoncentrowanych nie tylko na okupacji, ale też próbujących korzystać z uroków młodości. Okazuje się, że Kolumbowie chodzą na randki, opalają się na plaży, grają w piłkę. Odcinek pierwszy oparty na siedmiu początkowych rozdziałach powieści Romana Bratnego wprowadza widzów w realia okupacyjnej Warszawy i zarysowuje charaktery trójki głównych bohaterów - Zygmunta (
Jan Englert), Jerzego (
Władysław Kowalski) i Kolumba (
Jerzy Matałowski), początkujących konspiratorów, dla których pierwsza poważna akcja będzie jednocześnie tragiczną inicjacją. Również dla widza, bo film, mimo upływu lat, ciągle robi wrażenie, prowokując pytania o sens pokoleniowej ofiary.