"Porządek musi być" - spotkanie z reżyserem

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/%22Porz%C4%85dek+musi+by%C4%87%22+-+spotkanie+z+re%C5%BCyserem-19057
FilmWeb: Co tak cię urzekło w scenariuszu Jana Henrika Stahlberga, że zdecydowałeś się wyreżyserować "Porządek musi być"?
Marcus Mittermeier: Gdy Jan Henrik Stahlberg przesłał mi swój, liczący wówczas 15 stron scenariusz, pierwszą rzeczą, która mnie w nim uderzyła, była jego niesamowita aktualność. Dostrzegłem w nim szansę zrobienia filmu niezwykle mi bliskiego tematycznie, opowiadającego o naszych czasach. Początkowo myślałem o tym, jako o historii współczesnych Niemiec, kraju, w którym dokonują się radykalne zmiany, nie zawsze na lepsze. Wzrastające bezrobocie, obniżające się świadczenia społeczne wywołują w ludziach głęboką frustrację i odrętwienie. Echa tej rzeczywistości znalazłem właśnie w fabule "Porządku…". Dla mnie idealnie odzwierciedlała ona sytuację kraju, który zamienia socjalistyczną rzeczywistość na system kapitalistyczny. Nagle okazuje się, że każdy zaczyna myśleć tylko o sobie, jakby na przekór znienawidzonym socjalistycznym hasłom zapominając, że społeczeństwo i ojczyzna to jednak wspólnota. Marzyłem o tym, by zrobić film o współczesnych Niemczech i o zmianach, jakie zaszły w świadomości moich rodaków. Drażni mnie bowiem, że dziś ważniejsze jest dla ludzi to, czy mają najnowszy dzwonek w telefonie komórkowym a nie to, jak mogą wpłynąć na otaczająca ich rzeczywistość. Podobała mi się więc idea bohatera filmu, który to wszystko nam unaoczni, wytknie to, że myślimy tylko o sobie a nic o innych. I że będzie starał się to zmienić. Nie chcieliśmy jednak zbytnio moralizować, bo ludzie nudzą się lub denerwują gdy ktoś próbuje im coś na siłę tłumaczyć. Mux nie jest więc słodki jak miód, jest wręcz dziwakiem. Staraliśmy się, co wyraźnie odczuwalne było już w tej pierwszej wersji scenariusza, opowiedzieć historię faceta, który chce ulepszać świat ale przez swoje działania czyni go jeszcze gorszym. W dużej mierze jest to więc opowieść uniwersalna.

FilmWeb: Gdy już stało się jasne, że będziesz reżyserował, zaczęliście ze Stahlbergiem wspólne prace nad scenariuszem?
Marcus Mittermeier: Tak, od tego momentu zaczęliśmy już pracować wspólnie. Jak już wspomniałem, na samym początku skrypt liczył sobie 15 stron. Każdy z nas dokładał więc swoje pomysły. Ja wyszedłem z propozycją zastosowania dwóch kamer, co nadało filmowi bardziej dokumentalny wymiar. Wymyśliłem też zderzenie wątku moralnego z ekonomicznym, wprowadzając postać Bjorna. Jest on odpowiedzialny za rozwój i finanse machiny całego przedsięwzięcia a więc za zarabianie pieniędzy na czymś, co było początkowo tylko ideą moralną. Natomiast Jan napisał wszystkie wyśmienite dialogi.

FilmWeb: Rozumiem, że od początku było jasne, że Muxa zagra Jan Henrik Stahlberg. Jak poszukiwaliście pozostałych aktorów?
Marcus Mittermeier: Jan był wręcz stworzony do roli Muxa. Nawet gdyby to nie on był autorem scenariusz, trudno byłoby wyobrazić sobie w filmie kogoś innego. Jeśli chodzi o pozostałe postacie, mieliśmy ułatwione zadanie, bo głównych bohaterów można policzyć na palcach jednej ręki. W filmie bierze więc udział właściwie tylko czterech aktorów zawodowych. Wyłanialiśmy ich w drodze castingu. Ponieważ i ja i Jan jesteśmy aktorami, mamy wielu kolegów w tym fachu, znamy to środowisko, więc większych trudności z castingiem nie było. Resztę twarzy znajdowaliśmy zaczepiając ludzi na ulicy bądź też korzystając z usług agencji pośredniczących w znajdowaniu aktorów-amatorów.

FilmWeb: Jaki jest ilościowy stosunek tego co widzimy na ekranie do tego co było zapisane w scenariuszu? Trzymaliście się tekstu czy raczej improwizowaliście na planie?
Marcus Mittermeier: Można powiedzieć, że 80-85% tego, co jest w filmie było już w scenariuszu, zostało już wcześniej zaplanowane. Reszta to improwizacje. Trzeba tu dodać, że nakręciliśmy dużo więcej materiału od scen, które ostatecznie znalazły się w filmie i dużo więcej improwizowaliśmy. Po pierwszych montażach mieliśmy materiał na 3-godzinny film a później zostało to skrócone o połowę.

FilmWeb: Podobno nakręciliście aż 80 godzin materiału. Wygląda na to, że montaż był jednym z najważniejszych etapów kręcenia tego filmu.
Marcus Mittermeier: Rzeczywiście materiału mieliśmy ogromną ilość, przy czym trzeba uwzględnić, że te 80 godzin pochodziło z dwóch kamer więc trzeba tę sumę podzielić na dwa. Ale wtedy też zostaje mniej więcej 40 godzin, czyli o jakieś 38 za dużo (śmiech). Montaż odgrywał więc arcyważną rolę przy pracy nad tym filmem. Dopiero w montażu udało nam się osiągnąć to, co było już zamiarem scenariusza ale co trudno jest uzyskać innymi środkami. Chodzi o stosunek widza, o balansowanie na krawędzi pomiędzy aprobatą dla tego, co robi bohater a odrzuceniem, o slalom pomiędzy uznaniem tego co się dzieje za genialne a powiedzeniem sobie: "Nie, to przecież jakiś absurd!". Nie byłoby możliwe osiągnięcie aż w takim stopniu oscylacji pomiędzy tymi dwiema kontrastowymi postawami bez dobrego i przemyślanego montażu.

FilmWeb: Skoro już poruszyliśmy temat wahania pomiędzy negacją a aprobatą, powiedz jak ty osobiście oceniasz swojego bohatera? Czy Mux jest dla ciebie bardziej idealistą czy psychopatą?
Marcus Mittermeier: Myślę, że każdy sam musi dokonać takiej oceny, sam to rozstrzygnąć. Ale jeśli chodzi o mój osobisty pogląd, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że właściwie każdy idealista ma coś w sobie z psychopaty. Ja osobiście jestem realistą i dlatego każdy idealista wydaje mi się nie do końca normalny (śmiech).

FilmWeb: Wydaje się jednak, że idealizm Muxa też nie jest taki do końca idealny. Przecież łapanie przestępców dawało mu nawet niezłe pieniądze.
Marcus Mittermeier: Nie do końca jest tak jak mówisz. Muxowi tak naprawdę nie chodziło o pieniądze. Jest przecież w filmie scena, w której Gerd mówi: "Moglibyśmy brać więcej". Na to Mux odpowiada: "Nie. Będziemy brać tylko tyle ile trzeba". Ta finansowa strona działalności bohatera miała bowiem dwa aspekty. Z jednej strony chodziło o osiągnięcie efektu pedagogicznego, o to, żeby kara bolała, zaś z drugiej strony o to, by brać tylko tyle pieniędzy ile rzeczywiście potrzebował. W tym przypadku chodziło mu raczej wyłącznie o idee. Ale faktem jest, że Mux pewne rzeczy pojmował zupełnie opacznie. Nie był intelektualistą choć tak o sobie mówił. Dla mnie był raczej osobowością autystyczną, ukierunkowaną tylko na siebie.

FilmWeb: Na samym początku wspomniałeś, że nie chcieliście moralizować. Czy było więc tak, że skupialiście się na rozrywkowej części filmu a ta mniej śmieszna strona opowieści przemówiła sama za siebie?
Marcus Mittermeier: Myślę, że film jest medium, które opiera się przede wszystkim na rozrywce. A więc film musi zawierać elementy rozrywki, musi widza bawić. Nam chodziło więc zarówno o to, żeby film dostarczał rozrywki jak i o to, by widz po wyjściu z kina trochę się nad tym wszystkim zastanowił. Jeżeli tak się stało, to znaczy że osiągnęliśmy swój cel.

FilmWeb: Spodziewałeś się, że "Porządek…" odniesie taki sukces?
Marcus Mittermeier: Szczerze mówiąc, film na razie nie zarobił jakiś niebotycznych pieniędzy ani nie zdobył dużej ilości nagród. Tylko na jednym festiwalu im. Maxa Ophulsa zgarnął wszystko, co było do wzięcia. Później był cały szereg nominacji i tylko jedna niemiecka nagroda filmowa. I to wszystko. Bywają filmy, które odnoszą większe sukcesy, również kasowe. Ale i tak nie mogę narzekać. I przyznam, że choć z Janem nie marzyliśmy o tym, że nasze wspólne dzieło stanie się tak popularne, mieliśmy taką nadzieję.

FilmWeb: Od kilku lat na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym, w ramach którego w tym roku pokazywany był i twój film, prezentowana jest tzw. Panorama Niemiecka. Co roku oglądamy na niej kilkanaście nowych niemieckich produkcji i to głównie młodych reżyserów. Czy to oznacza, że w Niemczech łatwiej się robi filmy?
Marcus Mittermeier: Trudno mi się na ten temat wypowiadać, dlatego, że tak naprawdę mam całkiem inny zawód, nie studiowałem reżyserii. Ale jest w Niemczech wiele szkół, które uczą młodych reżyserów. W efekcie większość tego, co trafia na rynek, w tym i to, co oglądacie w Warszawie, to obrazy pochodzące z uczelni filmowych, prace dyplomowe, dofinansowywane ze środków publicznych, czyli przez państwo. Więc rzeczywiście powstaje wiele nowych filmów. Ale bardzo trudno po debiucie zrobić kolejny film. To dotyczy również i mnie. Mimo, że "Porządek musi być" odniósł wielki sukces, trudno mi znaleźć pieniądze na kolejną produkcję. Ironią losu jest to, że na swój pierwszy film także nie dostałem żadnych środków.

FilmWeb: Z wykształcenia jesteś aktorem. Co skłoniło cię do tego by reżyserować?
Marcus Mittermeier: Tak naprawdę już w szkole aktorskiej inscenizowałem przedstawienia. Później zajmowałem się również reżyserią teatralną, ale ponieważ nie było zbyt wiele ofert w tej dziedzinie, znów wróciłem do aktorstwa, występowałem przed kamerą, robiłem programy telewizyjne. "Porządek musi być" był dla mnie ogromną szansą, by w końcu stanąć za kamerą i nie omieszkałem jej wykorzystać. Zobaczymy, co będzie dalej.

FilmWeb: Wspomniałeś, że kręcisz kolejny film. Czy również będzie to współpraca z Janem Stahlbergiem?
Marcus Mittermeier: Tak, rzeczywiście planujemy kolejny wspólny projekt. Tym razem ja również zagram. Będziemy więc wspólnie grać i reżyserować. Zresztą podobnie było w przypadku "Porządku…", bo przy pracy nad filmem, trudno pewne funkcje od siebie oddzielić. A więc gdy ja wtrącałem do scenariusza, Jan współreżyserował, wspólnie siedzieliśmy przy stole montażowym itd. Nasz kolejny wspólny film powinien być gotowy w przyszłym roku. Więc mam nadzieję, że i u was za jakiś czas pojawi się na ekranach.