Święto Kina Niemego ? dzień trzeci i ostatni

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/%C5%9Awi%C4%99to+Kina+Niemego+dzie%C5%84+trzeci+i+ostatni-42435
Za nami ostatni dzień Święta Niemego Kina. Podobnie jak w sobotę widzowie mogli zobaczyć zarówno fabuły jak i kroniki. Było więc coś dla każdego. Usatysfakcjonowani mogli być oczywiście ci widzowie, którzy szukali zapisu obrazków i widoków Polski z dwudziestolecia międzywojennego. Pokaz kronik filmowych z tamtych czasów z akompaniamentem Marcina Maseckiego, to doprawdy rzadka i wyjątkowa okazja sentymentalnej podróży w czasie. Święto Niemego Kina, to jednak przede wszystkim znakomita muzyka i ciekawa fabuła, a ani jednej, ani drugiej ostatniego dnia festiwalu nie brakowało.

"Jeszcze wyżej" podobnie jak Harolda Lloyda nikomu przedstawiać nie trzeba. Historia pewnego ambitnego chłopaka, który aby zaimponować dziewczynie i zrobić karierę, gotów jest na każde poświecenie. Tej perełce komedii akompaniował zespół Małe instrumenty. Małe instrumenty to inaczej mówiąc kilku rosłych facetów uzbrojonych w dziecięce gitarki, piszczałki i tamburyna. W takim zestawie okazało się, że ten jeden z największych klasyków burleski nie tylko w ogóle się nie zestarzał, ale potrafi rozbawić do łez zarówno mrukliwych dorosłych jak i małe dzieciaki, które stawiały się licznie ze swoimi skacowanym tatusiami na pokaz.

Po obejrzeniu "Domku w Dartmoore" wiemy już na pewno, że trudno znaleźć dla niemego kina lepszy gatunek niż melodramat. Przypisana mu przesada i nad ekspresja (ach, te emocje większe niż życie) to chwyty wręcz stworzone dla "bezgłośnego kina". Połączeniem melodramatu i opowieści z dreszczykiem jest właśnie brytyjski "Domek w Dartmoore". Historia niespełnionej miłości pewnego golibrody i ponętnej fryzjerki, z obowiązkową tragedią w tle. Film Anthony Asquitha pozornie nie wyróżnia się niczym specjalnym z tuzina podobnych produkcji, jednak wczoraj wypadł wyjątkowo świeżo. Wszystko za sprawą rewelacyjnego koncertu warszawskiej formacji Baaba. Połączenie elektroniki, z mrocznym brzmieniem basu, i ostrym soundem perkusji potrafiło ożywić papierowe emocje. To jeden z tych pokazów kiedy dźwięk zdecydowanie wygrał z obrazem.

Radziecka "Saba" to z kolei zaangażowana i "słuszna" społecznie historia trudnej miłości motorniczego alkoholika i jego nieszczęśliwej żony, z rozbudowującym swoją potęgę Związkiem Radzieckim w tle. Obraz Mikheil Chiaureli, osobistego przyjaciela Józefa Stalina, to klasyka sowieckiej propagandy, wsparta wczoraj muzycznie przez Maximilinana Skibę. Ironiczne Electro Disco, nawiązujące do kiczowatej stylistyki lat 80., mile kontrastowało z ponurym obrazem radzieckiego filmu. Święto Niemego Kina słynie zresztą z takich przeciwstawień.

Festiwal zwieńczył pokaz "Drogi Silnych" Franka Capry i koncert Trifonidis Orchestra. Capre znamy przede wszystkim jako reżysera znakomitych komedii (np. "Ich noce"), oraz twórce postaci naiwnego i dobrotliwego "harcerza" o twarzy Gary'ego Coopera. "Droga silnych" to jednak dramat sensacyjny z krwi i kości. Pościgi, strzelaniny, bandziory o zakazanych gębach, a w tle nieszczęśliwa i trochę absurdalna miłość. No cóż Frank Capra był wielki niezależnie od tego czy jego postacie mówiły, czy milczały. Za sprawą Trifonidis Orchestra film nabrał jednak tempa, że nie jednemu widzowi nawet "24 godziny" wydadzą się mdłą kluchą.

Święto Niemego Kina, czyli połączenie niemych obrazów i muzyki na żywo, skończyło się tak jak zaczęło: potężnym filmowym i muzycznym uderzeniem. Nam widzom nie pozostaje teraz nic innego, jak cierpliwe czekać, kiedy za rok przeszłość znów zabrzmi w rytmach teraźniejszości, nastrajając nas pozytywnie na przyszłość.

Relacje z pierwszego dnia Festiwalu znajdziecie TUTAJ
Relacje z drugiego dnia Festiwal znajdziecie TUTAJ

(M.B, K.M)