Film
Feliksa Falka będzie miał 150 tys. dolarów na promocję w USA. Taką kwotą nie dysponował żaden polski obraz
W Los Angeles odbyły się pierwsze pokazy
"Komornika" dla członków Amerykańskiej Akademii Filmowej, nominujących do Oscara filmy nieangielskojęzyczne.
Na temat szans polskich filmów trzeba wypowiadać się ostrożnie. Z powodów merytorycznych: nasze obrazy, nawet te najlepsze, bywają dość hermetyczne i mało zrozumiałe dla zagranicznego widza. Ale także praktycznych: zazwyczaj największe szanse w oscarowej rywalizacji mają filmy o dużych budżetach reklamowych albo takie, które zapracowały sobie wcześniej na dobrą opinię, z powodzeniem prezentowane na międzynarodowych festiwalach filmowych.
Specjaliści twierdzą, że przyzwoite wypromowanie tytułu pochłania co najmniej 200 - 300 tys. dolarów. Prawdziwie skuteczne promocje wymagają sum znacznie większych. Dlatego statuetkę dla filmu nieangielskojęzycznego zdobywają najczęściej obrazy, w które inwestują ich amerykańscy dystrybutorzy. W przypadku filmu
Benigniego "Życie jest piękne" było to ponad milion dolarów. Tyle samo pochłonęła kampania niemieckiego
"Nigdzie w Afryce" czy czeskiego
"Koli". Holenderski
"Charakter" wylansowała przed kilkoma laty firma Sony Pictures Classic.
Agnieszce Holland przy filmie
"Europa, Europa" i
Krzysztofowi Kieślowskiemu przy
"Czerwonym" także pomógł dystrybutor amerykański.
Polskie filmy, ubiegające się o nominację do Oscara, na takie sumy nigdy nie mogły liczyć.
"Wrony" Doroty Kędzierzawskiej miały budżet reklamowy w wysokości 11 tys. dolarów,
"Cwał" Krzysztofa Zanussiego - 25 tys. dolarów,
"Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" tego samego reżysera - 35 tys. dolarów. Podobną sumę wyłożono na promocję
"Historii miłosnych" Jerzego Stuhra.
W tym roku Amerykańska Akademia Filmowa, coraz głośniej oskarżana o to, że jej członkowie dają się dystrybutorom przekupywać, wprowadziła znaczne ograniczenia. Nie wolno wydawać bankietów promujących filmy ani obdarowywać głosujących kosztownymi gadżetami. Wiadomo jednak, że firmy marketingowe potrafią takie przepisy obchodzić. Na przykład te same filmy zgłaszają do Złotych Globów, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Wydają więc w Hollywood i w Nowym Jorku huczne przyjęcia, bynajmniej nie tylko dla 80 członków Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej, którzy przyznają Globy.
Po raz pierwszy w historii z pewnym rozmachem będzie promowany w tym roku polski film. Taką decyzję podjęło kierownictwo Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - dyrektor Agnieszka Odorowicz oraz zajmujący się zagraniczną promocją wicedyrektor
Maciej Karpiński. Instytut przeznaczył na amerykańską reklamę
"Komornika" 100 tys. dolarów, ok. 50 tys. dorzucił koproducent, czyli Telewizja Polska. Dzięki temuzaangażowana została profesjonalna amerykańska agencja Mediaplan PR, która wylansowała podczas poprzednich edycji Oscarów filmy skandynawskie i czeskie.
"Komornik" został zgłoszony do Złotego Globu, 5 listopada w Los Angeles odbył się pokaz filmu dla zagranicznych dziennikarzy akredytowanych w Hollywood. Do członków Akademii Mediaplan rozsyła kasety z filmem i materiały promocyjne. Reklamy filmu ukażą się w branżowym piśmie "Variety". Te ogłoszenia kosztują majątek,producenci ze Studia Perspektywa szukają jeszcze sponsorów, by udało się również wykupić powierzchnię reklamową w "The Hollywood Reporter" oraz brytyjskim "Screen International".
- W połowie grudnia odbędzie się w Los Angeles promocja Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Wtedy też będzie się mówiło o
"Komorniku" - mówi
Maciej Karpiński.
Działania promocyjne prowadzi jednocześnie Telewizja Polska. Małgorzata Cup z Biura Współpracy Międzynarodowej i Handlu mówi,że rozesłano tysiące maili do ludzi z branży filmowej na świecie. Około 100 najpoważniejszych dystrybutorów dostało kasety z filmem.
W styczniu 2006
"Komornik" trafi na festiwal filmowy w Palm Springs. Dojedzie tam wówczas reżyser
Feliks Falk oraz ekipa aktorska.
Potem są już tylko nominacje. Trudno powiedzieć, czy
"Komornik" ma szansę. Ale być może będzie to pierwszy od dawna rok, w którym polski film nie znajduje się na straconej pozycji już na starcie.