Dobre filmy i sprawiedliwy werdykt - podsumowanie 32. FPFF

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Dobre+filmy+i+sprawiedliwy+werdykt+-+podsumowanie+32.+FPFF-37581
Obrady jury na Festiwalu w Gdyni musiały być w tym roku wyjątkowo burzliwe. Było bowiem w czym wybierać zwycięzcę tegorocznego konkursu. Festiwal nie miał ani przez chwilę swojego faworyta, pewniaka, o którym od momentu projekcji wiadomo było, że wygra. Zaprezentowano natomiast kilka naprawdę udanych filmów, które miały szansę na główną nagrodę.

Złote Lwy dla "Sztuczek" należałoby potraktować nie tylko jako uznanie dla bardzo dobrego filmu, ale także jako nagrodę za to, że reżyser - co przewidywano już przy jego debiucie "Zmruż oczy" - jest twórcą, który buduje i opowiada o swoim własnym świecie, posiadającym specyficzny nastrój, tempo życia, problemy. Złote Lwy są w pewnym sensie znakiem, że widzom oraz jurorom odpowiada podobna filmowa rzeczywistość i chcieliby znaleźć się w niej jeszcze nie raz. Trzeba mieć nadzieję, że Jakimowski będzie dalej podążał tą drogą, a na jego kolejny film nie będziemy musieli czekać kilku lat.

"Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej - choć także typowane na zwycięzcę - jury pozostawiło nieco z boku najważniejszych nagród. Tak zwykle bywa, niestety, z filmami tej reżyserki. Wielu wydają się one do tego stopnia osobne i inne, że nawet jeśli wybitne, stawiane są poza pewnym zjawiskiem, które można by nazwać "nurt główny" pod względem tematu, formy i dystansu do przedstawionej rzeczywistości. Z drugiej strony jury naprawdę musiało wybrać któryś film i być może "Pora umierać" po prostu przegrało.

Nie można było natomiast nie nagrodzić Danuty Szaflarskiej - za główną rolę w filmie Kędzierzawskiej. Aktorka uwodzi widza swoją grą. Jej bohaterka godzi się z tym, że powoli musi odejść z tego świata, lecz w tej zgodzie jest jeszcze potrzeba załatwienia kilku spraw. W grze Szaflarskiej dystans przenika się więc z zaangażowaniem. A wszystkie gesty oparte na półtonach, ironii. Kamera Artura Reinharta przez większą część filmu pokazuje twarz aktorki w dużych zbliżeniach, dzięki czemu ukazuje jak wielka przenikliwość drzemie w tej bohaterce.

Nagroda za pierwszoplanową rolę należała się także Robertowi Więckiewiczowi, ale mniej za Blachowskiego "Blachę" ze "Świadka koronnego" - bo choć ta rola w istocie ratuje słaby film to i tak ginie w przeciętności całej produkcji - lecz przede wszystkim za postać wuefisty we "Wszystko będzie dobrze" Tomasza Wiszniewskiego. Więckiewicz znalazł świetne środki by pokazać dramat człowieka, który nie może wyzwolić się z alkoholowego uzależnienia, ale w końcu podejmuje wyzwanie. Pomoc chłopcu, który w intencji zdrowia matki biegnie do Częstochowy, jest dla niego jedyną szansą, by przestać myśleć o wypiciu kolejnego kieliszka. Wuefista jest tego w pełni świadomy, dlatego tak kurczowo i z determinacją trzyma się pomysłu dotarcia do Częstochowy.

Dobrze jednak, że przyznano dodatkowe nagrody aktorskie, zwłaszcza dla Marcina Dorocińskiego za rolę gangstera Fabia w filmie "Ogród Luizy" Macieja Wojtyszki. Dorociński w pewnym sensie podzielił swoją rolę na dwie części. W pierwszej Fabio jest zwykłym przestępcą, który nie za bardzo zastanawia się nad motywami swojego postępowania i nad tym, czy mógłby żyć inaczej. Dopiero spotkanie z niezwykle wrażliwą Luizą i jej postawa staną się dnia niego znakiem, w którą stronę powinien dążyć. Dorociński bardzo wyraźnie określił te dwa okresy w życiu Fabia poprzez język, którego używa. Początkowo jest to po postu dosyć prostacka, naszpikowana przekleństwami mowa, lecz później są to ciekawe zmagania, by nieznanymi dotąd słowami wyrazić uczucia i stany, których bohater też dotąd nie znał.

Nagradzając scenariusz "Korowodu" Jerzego Stuhra, jury wyróżniło najprawdopodobniej sam pomysł reżysera - ale nie jego wykonanie - by poprzez dramat kilku osób w różny sposób skompromitowanych współpracą - prawdziwą lub jedynie niesłusznie przypisaną - z SB, pokazać że bezwzględna lustracja rodzi tak naprawdę kolejną tragedię i nie rozwiązuje problemu.

Natomiast nagroda za reżyserię dla Tomasza Wiszniewskiego za wspomniane już "Wszystko będzie dobrze" to ukłon wobec całego filmu, który był chyba największym zaskoczeniem festiwalu. Wiszniewski prostymi środkami i prostą historią potrafił po prostu wzruszyć. Także Michał Lorenc otrzymał nagrodę za muzykę do "Wszystko będzie dobrze" chociaż ciekawszą ilustrację muzyczną skomponował chyba do "Wina truskawkowego" Dariusza Jabłońskiego. W "Winie" jego muzyka jest bowiem autonomicznym elementem opowieści, który niesie ze sobą dodatkowe treści, we "Wszystko będzie dobrze" natomiast stanowi jedynie dopełnienie wielu sytuacji.

Szkoda "Rezerwatu" Łukasza Palkowskiego. Reżysera nagrodzono wprawdzie za debiut, Sonię Bohosiewicz za drugoplanową rolę kobiecą, a Pawła Witeckiego,,Paweł Witecki za najlepszy montaż, lecz w przypadku tego filmu wydaje się, że to zbyt mało. Chodzi przede wszystkim o to, że "Rezerwat" był tak naprawdę jedynym w pełni udanym debiutem młodego reżysera na Festiwalu w Gdyni. Jednak podobnie jak w zeszłym roku debiutantów nagrodzono tylko w tych kategoriach, które są im niejako przypisane z urzędu.

Mimo to, tegoroczny werdykt i podział nagród wydaje się dość sprawiedliwy. 32 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych przyniósł wyraźnie dobre znaki na przyszłość dla polskiego kina. Obraz Polski prezentowany przez większość reżyserów wydaje się cieplejszy i bardziej pozytywny niż jeszcze niedawno. Bo nawet jeśli pokazują prowincję, pokazują w istocie, że tam też toczy się często szczęśliwe życie, a przynajmniej ludzie mają szanse na to szczęście. Jakże kontrastuje to z obrazem prowincji jeszcze sprzed kilku lat, gdy twórców - jako swoiste, umowne zagadnienia do zbadania - interesowały jedynie bieda i brud.

W tematach wielu tegorocznych filmów dominowała także chęć ukazania skomplikowanych relacji człowieka z Bogiem. Nie są to jednak - jak ktoś mógłby od razu pomyśleć - filmy religijne. "Braciszek" Andrzeja Barańskiego to historia bezgranicznej wiary franciszkanina, który oddając siebie Bogu nie chciał nic w zamian. "Wszystko będzie dobrze" to wyrażona potrzeba ingerencji boskiej w kryzysowe sytuacje człowieka, z którymi ludzie sami nie umieją sobie poradzić. W "Z miłości" Leszka Wosiewicza bohaterowie próbują w poświęceniu siebie Bogu odnaleźć sens i wewnętrzny spokój, lecz akurat ten film jest nieudany przez to, że postaci zwracają się w stronę Boga jakby "zamiast" - innych życiowych planów nie udało im się zrealizować.

Festiwalowe filmy przyniosły także pewien typ bohatera, który choć już od dawna obecny w polskim kinie, teraz może stać się postacią dominującą: to człowiek uciekający od swojego dotychczasowego życia. Kierują nim różne impulsy. Bohater "Środy, czwartku rano" Grzegorza Packa przeżywa rozstanie z dziewczyną i by o tym zapomnieć, chce przeżyć jakąś przygodę. Andrzej z "Wina truskawkowego" wyjeżdżając na prowincję, szuka psychicznego dystansu do tego, co go spotkało. Nauczy się żyć inaczej, znajdzie ludzi, z którymi będzie mógł inaczej rozmawiać.

Od swojego dotychczasowego życia uciekł także ojciec Stefka ze "Sztuczek". On jednak nie znalazł w tej zmianie wielu pozytywów. Trwa w niej, bo nie wie, jak inaczej postąpić. Ale działania Stefka uświadomią mu, że w rzeczywistości bardzo tęskni do ludzi i spraw, z którymi był kiedyś blisko.

Bohater uciekający nie zawsze wygrywa. Lecz to co przeżył w nowej "wersji" swojego życia, czyni go lepszym człowiekiem lub sprawia, że chce zacząć być lepszy. Widz doznaje dzięki temu pewnego ukojenia po wyjściu z kina. "Nie odechciewa się żyć" - jak powiedział kiedyś poeta.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones