Doc Review przestrzega przed starym i nowym

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Doc+Review+przestrzega+przed+starym+i+nowym-43228
Idzie nowe. Świat się zmienia – nawet świat roślin i zwierząt. Nie wszyscy są jednak z tego zadowoleni. Wielu z nich nie podoba się manipulacja genetyczna, której rezultatem są przerośnięte świnie i jedyne słuszne odmiany rzepaku i bawełny. Jednak "Życie wymyka się spod kontroli" więcej obiecuje, niż rzeczywiście dostarcza.
Na ekranie widzimy grupę osób, które narzekają na wielkie korporacje i straszą genetycznie modyfikowaną żywnością. Kiedy jednak człowiek przebije się przez demagogię okazuje się, że w rzeczywistości tylko jedno realne zagrożenie GMO jest rzeczywiście w filmie przedstawione – tworzenie gatunków sterylnych, które nie będą się mogły rozmnażać. W ten sposób korporacje będą w pełni kontrolować produkcję żywności, gdyż rolnicy będą musieli co roku kupować rośliny i zwierzęta do hodowli.
To, co najbardziej interesujące w tym niemieckim dokumencie, tak naprawdę niewiele ma wspólnego z samą modyfikacją genową, a więcej z polityką korporacji. Chodzi mianowicie o sprawę patentowania życia. Jednak na ten temat powstało kilka lepszych reportaży i dokumentów. Dla osób niezaznajomionych z temat film jest dobrą wstępem, reszta pozostanie zawiedziona.
Nowe idzie też w filmie Polaka Marcina Latałło "Nasza ulica". Zamknięta fabryka włókiennicza w Łodzi przemieni się w nowoczesne centrum handlowo-usługowe Manufaktura. To staje się pretekstem do ukazania pewnej rodziny, która z fabryką związana jest od pokoleń. Trzy lata ich życia w kilkunastu migawkach pokazują, jak zmienne są losy ludzkie od bólu i radości narodzin po kłopoty z pracą i prawem. Ciekawie zmontowany film robi ze zwyczajnych bądź co bądź ludzi postaci barwne, których losy ogląda się z wielkim zainteresowaniem. Jest smutno, wzruszająco i śmiesznie. Słowem dobrze skrojony dokument.
Wraz ze zmianami, budową nowego, stare popada w ruinę i zapomnienie. Jednak nie oznacza to wcale koniec. Ruiny, miejsca zamknięte bądź całkiem nieznane przeciętnemu człowiekowi są rajem dla tych, którzy mają w sobie żyłkę awanturnika. Przed stu laty zapewne wyruszaliby do źródeł Amazonii bądź zapuszczali się w niebezpieczne dla człowieka ostępy Antarktydy. Dziś pozostaje im śmierdząca maź nieczynnych kanałów ściekowych i spróchniałe podłogi porzuconych budowli.
"Miejscy hakerzy" to portret młodych osób znudzonych codziennością i szukających odrobiny adrenaliny. Otoczenie patrzy na nich z uśmiechem niezrozumienia (w najlepszym przypadku) lub groźną miną (kiedy nazywają ich wandalami i terrorystami). Tymczasem oni, w większości przypadków, są stosunkowo niegroźni. Czasami być może nieco zbyt naiwni, co w ekstremalnych sytuacjach kończy się śmiercią.
Niestety reżyserka obrazu Melody Gilbert ledwie ślizga się po powierzchni problemu. Pokazuje nam kilka wyczynów 'miejskich odkrywców', wspólne spotkanie i zabawę. Jednak najciekawsze pytania pozostawia bez odpowiedzi. Co motywuje ich do zapuszczania się w śmierdzące kanały ściekowe? Kim są, jak znaleźli się tu, gdzie teraz są? Cóż, może kiedyś ktoś nakręci o nich prawdziwy dokument.