Etiuda & Anima, Dzień 5: Gigant animacji

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Etiuda+%26+Anima%2C+Dzie%C5%84+5%3A+Gigant+animacji-56491
Półmetek Etiudy & Animy za nami, jednak w kinoteatrze Uciecha zupełnie nie czuć, że do końca imprezy pozostały tylko dwa dni. Wręcz przeciwnie, festiwal wyraźnie się rozkręcił widzów: przybywa, tempa nabiera konkurs animacji.

Podczas wtorkowych projekcji konkursowych dominowała konwencja humoreski i pastiszu, jak chociażby w opowieści o niefortunnych perypetiach psa "Napalonego" na pewną suczkę, podśpiewywanej "Potrawce z kurczaka", bocianiej "Ale pomyłka!", która wprowadzi niemały zamęt w życie dwóch rodzin, czy "Wywijasie", nagrodzonym gromkimi brawami filmie Andrzeja Jobczyka, ukazującym rzeczywistość z całkiem nietypowej perspektywy. Z tymi produkcjami wyraźnie kontrastował natomiast chilijski "Zamach stanu w lustrze" – rzecz o zbiorowej tożsamości narodu ukształtowanej poprzez dzieje krwawego przewrotu, a także "Wyprawa Daniela", niepokojąca drama z prostą, lecz hipnotyzującą animacją.


Tańczący ze śmiercią


W cyklu autoportrety twórców animacji przyszła pora na Dennisa Tupicoffa. Bogusław Zmudziński, dyrektor artystyczny Etiudy & Animy, zapowiadając gościa z Australii, przyznał, że mierzący dwa metry Tupicoff jest… najwyższym uczestnikiem w szesnastoletniej historii festiwalu. Reżyser przywitał publiczność niespodzianką: przywiózł do Krakowa archiwalny materiał nakręcony podczas rodzinnej imprezy urodzinowej w 1972 roku. Pod koniec  nagrania pojawia się chłopak w z długimi włosami. To właśnie bohater wtorkowego wieczoru, wówczas dwudziestojednoletni hipis. Nie wiadomo właściwie, kto jest autorem obrazu (Tupicoff jedynie dograł muzykę Toma Waitsa), lecz krótki film został wybrany na spotkanie z widzami nieprzypadkowo. Znakomicie oddaje klimat miejsca, w którym reżyser dorastał i które ukształtowało jego artystyczną drogę.

To nie pierwsza wizyta Tupicoffa w Krakowie: w 1983 roku przyjechał nad Wisłę ze swoją pierwszą profesjonalnie zrealizowaną animacją, która została doceniona przez jury Krakowskiego Festiwalu Filmowego (nagrodzono ją Brązowym Smokiem). "Taniec śmierci" to przewrotna satyra na bezsensowne okrucieństwo wylewające się nieustannie z ekranów telewizorów. Pomysł na film wziął się z serii żartobliwych miniaturek, które Tupicoff kręcił na początku lat 80. dla australijskiej telewizji. Te z kolei zostały w znacznym stopniu zainspirowane śmiertelnym wypadkiem brata reżysera, wydarzeniem bolesnym dla całej rodziny. Autobiograficznych wątków nie zabrakło również w sugestywnych "Psach z Darry". Prośba czteroletniej córki, która bardzo chciałaby mieć psa, sprawia, że Tupicoff przywołuje wciąż żywe wspomnienia z dzieciństwa dotyczące tragicznego losu tych zwierząt.

Australijczyk zaprezentował podczas spotkania jeszcze dwa swoje filmy, oba zrealizowano (przynajmniej częściowo) w technice rotoskopowej. "Głos jego matki" powstał z inspiracji wywiadem radiowym usłyszanym przy porannej kawie, w którym pewna kobieta rozpaczliwie opowiada o tym, jak jej nastoletni syn zginął od strzału w klatkę piersiową. Tupicoff uzyskał zgodę na wykorzystanie oryginalnego nagrania, a przejmujący monolog na dwa różne sposoby urozmaicił animacją. Zupełnie innym obrazem jest "Piła mechaniczna" – ironiczna historia romansu Franka Sinatry i Avy Gardner. Ale reżyser opowiada nie tylko o nich. Przecież piła mechaniczna to również nazwa niebezpiecznego w obsłudze narzędzia oraz… imię legendarnego, australijskiego byka.


Autoportret rodzinny we wnętrzu


Poza regulaminem pokazano trzy filmy, które ze względów formalnych (ich czas trwania przekracza regulaminowe 30 minut) nie mogły zostać dopuszczone do konkursu. Szczególnie angażującym okazał się pierwszy z nich. Intymny dokument o zagadkowym tytule "Mama, tata, Bóg i szatan" znakomicie wpisuje się w przewodni motyw tegorocznej Etiudy & Animy – problematykę relacji rodzinnych.

Paweł Jóźwiak Rodan, student reżyserii na WRiTV Uniwersytetu Śląskiego, bierze do ręki kamerę, żeby – jak mówi – poznać siebie. Psychologiczne śledztwo grzęźnie jednak w meandrach skomplikowanej relacji pomiędzy rozwiedzionym rodzicami młodego filmowca, stanowiącymi dwa silne antagonizmy. Ona – Jadwiga Paduch, niegdyś piosenkarka – zwróciła się w stronę Boga. Śpiewa pieśni religijne, czyta "Nasz Dziennik", wygłasza peany na temat ojca Rydzyka i Radia Maryja. On – Andrzej Rodan, dziennikarz i dawny kierownik łódzkiej sceny rewiowej – pisze książki pornograficzne oraz antyklerykalne paszkwile. Sięga po "Nie" czy "Fakty i mity". Opisując krwawe dziedzictwo chrześcijaństwa, z przyjemnością kpi z Kościoła. Przed kamerą Paduch i Rodan wzajemnie obwiniają się o rozpad małżeństwa. Ona z bólem wypomina romanse byłego męża czy nieprzyjemności, jakie rzucał pod jej adresem. On natomiast żartuje ze stanu psychicznego histeryczki, którą kiedyś kochał.

Rodzice reżysera co chwila popadają w poglądowy ekstremizm. I chociaż od lat nie mieszkają razem, ścieżki swojego życia poprowadzili niejako na przekór sobie. Tak naprawdę pomiędzy matką i ojcem rozgrywa się jednak przedziwna rywalizacja o syna. Rywalizacja, która nie mogła pozostać bez wpływu na jego osobowość. Paweł Jóźwiak-Rodan zdradza w pewnym momencie, stojąc z kamerą przed lustrem łazienki, że znalazł się w martwym punkcie: nie wie, jak dalej poprowadzić ten dokument. Uzmysławia sobie własną bezsilność, nieumiejętność podejmowania decyzji, rozdarcie pomiędzy rodzicami. Wyraźnie pozostaje pod wpływem dwóch przeciwstawnych sił: diametralnie różnych i zabiegających o jego względy postaci.

Odważna próba rodzinnej wiwisekcji okazuje się na przemian zabawna i przygnębiająca, zarówno dla jej twórcy, jak i barwnych bohaterów. Prowadzi jednak przede wszystkim do bolesnych wniosków. Otwartym pozostaje pytanie, czy nakręcenie tego interesującego bądź co bądź dokumentu rzeczywiście pomogło reżyserowi zrozumieć własne Ja.