Nieobecny ojciec Filmy tak różne, jak
"Wygnanie" i
"W dolinie Elah" czy serial tv
"Sześć stóp pod ziemią" przy wszystkich różnicach łączy temat: delikatna
materia więzi między ojcem a synem.
W swojej najnowszej powieści
"Droga" Cormac McCarthy zesłał na świat apokalipsę: wymiótł z krajobrazu zbędne rekwizyty, rozwiązał problem przeludnienia, pozostawił tylko to, co istotne i wyruszył w drogę poprzez pustkę z dwoma mężczyznami, ojcem i synem. Oni są tu wszystkim: świadectwem tragedii i ostatnimi ludźmi. Choć słońce niesie morderczy żar, popiół wdziera się do ust, zło pochłania świat, ojciec i syn nie schodzą z drogi - idą na zachód, mówią, że niosą ogień. Są symbolem tlącej się nadziei. To co się dzieje między nimi, w odróżnieniu od wszystkiego innego, ma sens. Ojciec chroni syna przed niebezpieczeństwem, mówi mu, co jest dobre, buduje dla niego dom, ten materialny, poskładany z resztek aluminiowej folii, wysłużonych kołder, starego wózka, oraz ten duchowy, zbudowany z wartości, pojęć, przypowieści. Syn jest dla niego jedynym powodem do życia, argumentem przeciw śmierci, powstrzymującym od samobójstwa.
Przemysł filmowy szybko zainteresował się książką
McCarthy'ego. Fernando Meirelles już szykuje się do przeniesienia jej na duży ekran, co mnie wcale nie dziwi. Nie znam równie przekonującej i przejmującej opowieści, podejmującej temat relacji ojca i syna. Temat, który jest istotny dla kina.
Klasyczna idea tej relacji, sięgającej tradycji biblijnej, wykorzystuje zmieniające się napięcie. Z perspektywy syna, ojciec jest najpierw kimś najważniejszym, jest Bogiem, słońcem i centrum świata, przysłania wszystko. Gdy dziecko dorasta, widzi w rodzicu już tylko autorytet. Potem zaczynają się kłopoty. Momentem kluczowym jest chwila, w której syn po raz pierwszy zobaczy rysę na idealizowanym do tej pory portrecie. Zaczynają się kłótnie, bunt, wykrzyczane w kierunku ojca słowa, że świat nie jest taki, jak mówił. Ostatecznie przerwana zostaje ta pierwsza nić. Syn traci niewinność, dorasta, krzepnie, osadza się w życiu, sam zostaje rodzicem. Jeszcze potem następuje czas namysłu, obracający w niwecz dotychczasową pewność. Syn zaczyna sobie coraz częściej zadawać pytanie: może jednak ojciec w niektórych sprawach miał rację? Aż w końcu przyznaje, że tylko w niewielu kwestiach ojciec się mylił. Zazwyczaj jest już jednak za późno. W myślach pozostają słowa kierowane do zmarłego ojca: szkoda, że cię tu nie ma.
PROBLEMY Z OJCAMI Oczywiście, to tylko idea, która w czystej postaci nigdy nie pojawia się w życiu. Życie buduje na niej swoje wzory, zawsze jednak odnaleźć w nich można rdzeń idei, a nad kolejnymi wariantami ludzkiego losu unosi się cień straty. W dzisiejszym kinie ta świadomość straty powraca nieustannie. Piszę w tym miejscu o filmach, w których ojciec jest nieobecny (fizycznie lub duchowo), pozostawia po sobie traumę, jakiś brak - co wcale nie niweluje poczucia, że syn musi liczyć się z jego zdaniem, sprostać jego oczekiwaniom.
Kultowy amerykański serial
"Sześć stóp pod ziemią" zaczyna się sceną, w której ojciec, Nathaniel Fischer, jadąc karawanem ginie w wypadku samochodowym. Śmierć jednak nie przeszkodzi mu pozostać blisko rodziny, od tej pory będzie pojawiał się jako duch, towarzysząc ich codziennej szarpaninie. Tego samego dnia, kiedy w kolizji z autobusem ginie ojciec, do rodzinnego domu przyjeżdża na święta najstarszy syn Fischerów, Nate, który nie tak dawno uciekł z domowego piekła, odrzucił rodzinną profesję i tradycję. Ale inne życie, którego szukał, nie powiodło się. Nate wraca tylko na chwilę, jednak pobyt w domu będzie dłuższy niż przypuszczał. Ojciec bowiem wystawił go na próbę i zapisał jemu oraz jego bratu Dave'owi rodzinny majątek: dom pogrzebowy. Syn niechętnie wchodzi w buty ojca, ale przeważa poczucie winy. Nie może sobie darować, że tak mało z nim rozmawiał, tak niewiele o nim wiedział. Próbuje nadrobić stracony czas i przekonać nieobecnego ojca, że nie jest skończonym nieudacznikiem.
Powrót do źródła i korzeni nie łagodzi dawnych ran, jest początkiem zagadek i pytań. Nate odkrywa drugie, nieznane życie rodzica: mały pokój na tyłach knajpy, gdzie ojciec uciekał od rodziny, słuchał starych płyt i palił skręty. Od kwiaciarki dowiaduje się, że w gruncie rzeczy był dumny z tego, że syn wybrał własne życie. Te sprzeczne sygnały, okruchy, skrawki wydarte przeszłości fascynują, ale nie składają się w żaden czytelny obraz, Nate nie może się z tym pogodzić. Drugi brat, Dave, nie ma tego problemu. Całe życie spędził przy ojcu, był blisko niego i może dlatego nie śni mu się już po nocach. Pozostał żal, że był zawsze traktowany jako ten gorszy, choć nigdy nie zawiódł. Obrazy ojca - jeden wypielęgnowany w wyobraźni, drugi wyrastający z codzienności, nie pasują do siebie. Bracia nie mogą dojść do porozumienia, dopiero traumatyczne przeżycie w autobusie, który był miejscem wypadku sprawi, że przełamią wzajemną nieufność, odsłonią jeden przed drugim ból po stracie, tym samym niejako przyznając, że ojciec będzie "zawsze szedł przez ich serce". W kolejnych odcinkach, gdy synów dopadają chwile wahania i niepewności, ojciec spieszy z pomocą. Ale twórcy serialu nie rozstrzygają, czym jest jego obecność - metafizycznym znakiem czy tylko pamięcią.
"Dexter", kolejny serial, który podbił Amerykę, to opowieść o seryjnym zabójcy pracującym dla wydziału policji w Miami. Pomijając jego psychopatyczne hobby, Dexter jest wprost idealnym przykładem dzisiejszego człowieka, bezradnego w stosunku do świata, oglądającego życie zza szklanej szyby. Na wszystkich patrzy z dystansem, nie potrafi niczego odczuwać, nie znajduje w niczym sensu. Radzi sobie w takiej rzeczywistości dzięki nieżyjącemu ojcu. To Harry, surowy i pryncypialny ojciec-policjant, który pojawia się w prawie każdej retrospekcji i tłumaczy Dexterowi świat, uczy, co trzeba zrobić, żeby wpasować się społeczno-kulturowy kod. Chłopak ufa mu bezgranicznie. To dla niego autorytet, który ma za sobą gwarancję doświadczenia. Ale z odcinka na odcinek mityczny i spokojny obraz ojca, znającego na wszystko odpowiedź, ulega zaburzeniu. Na jaw wychodzą skrywane tajemnice, okazuje się, że nie zawsze był szczery w stosunku do syna i że w dużej mierze traktował go instrumentalnie - szkolił na zabójcę społecznych mętów, którzy wymykali się policyjnemu śledztwu. Dexter musi więc podjąć samodzielną decyzję: czy odrzucić kodeks Harry'ego, który okazuje się formą zniewolenia? Czy żyć ciągle jego projektem i marzeniami?
W dalekiej Rosji
Andriej Zwiagincew też zajmuje się tematem ojca.
"Powrót" i
"Wygnanie" spowija tęsknota za obecnością ojca i myśl, jakby wyjęta z wiersza
Zbigniewa Herberta "Rozmyślania o ojcu". W filmach Zwiagincewa ojciec ma twarz
Konstantina Ławronieniki: zaciętą, groźną, przysłoniętą chmurą obcości. Jest to ktoś, kto nie przebacza, rzadko przytula do siebie ciepłą głowę dziecka ale, podobnie jak u poety, odsyła do rejestrów spoza świata, do figury Boga-Ojca. Jego powrót do domu po 12 latach nieobecności (
"Powrót"
), na zawsze odmieni życie jego synów. Starszy z braci, Andriej, wpatrzony w ojca jak w obraz, szybko wybacza mu nieobecność, poddaje się jego woli. Imponuje mu siła i zdecydowanie rodzica. W jego postawie odzwierciedla się tęsknota za autorytetem. Ojciec wychodzi naprzeciw oczekiwaniom syna po swojemu: urządza mu krótki i okrutny kurs stawania się mężczyzną, wchodzenia w dorosłość. Młodszy syn, Iwan, szuka w ojcu przede wszystkim czułości, liczy, że pozwoli mu usiąść obok siebie, pomoże "oddzielić światło od ciemności". Tak się jednak nie dzieje, ojciec, zamiast zmniejszać, zwiększa dystans, zamiast na nowo pokochać dziecko, które opuścił, próbuje złamać jego charakter i oddala się coraz bardziej. Chce zabrać mu wolność, a nie otoczyć opieką. Spotkanie po latach zamienia się w spektakl miłości i nienawiści, ścierających się ambicji i charakterów. Musi skończyć się tragicznie. Coś jednak pozostanie: chłopcy przejmują mimowolnie gesty ojca, które kiedyś przemienią się może również w odziedziczone po nim grzechy. Dorastają do myśli, że ojciec już nie wróci i muszą żyć bez niego. Pozostanie tylko wspomnieniem ze starych fotografii - surowym, trudnym do przeniknięcia i wybaczenia.
PROBLEMY OJCÓW Co jest przyczyną klęski Ojca?
Zwiagincew podsuwa odpowiedź w swoim kolejnym filmie - przeładowanym metafizycznym niepokojem -
"Wygnaniu". Żona mówi do męża, ojca dwojga dzieci: "zawsze byłeś i będziesz obcy". Zarzuca mu także: "wszystkich traktujesz jak swoje rzeczy". Zapętlenie w uczuciowej niemocy, władczych skłonnościach, skazuje ojca na wygnanie. Jego odejście, zamiast pomóc, stanie się powodem kolejnych, niepotrzebnych cierpień. U
Zwiagincewa Ojciec jest postacią wyczekiwaną, ale nie potrafiącą odnaleźć się w świecie swoich bliskich.
Atrofia ojca w filmie
Paula Thomasa Andersona "Aż poleje się krew" ma wymiar wręcz ontologiczny, została spiętrzona do monstrualnych rozmiarów. Daniel Plainview (
Daniel Day Lewis) wkracza na scenę, która przypomina ziemię jałową. Nie znajduje w tym świecie śladu Boga, więc w pokrętny sposób przejmuje jego rolę. Michał Oleszczyk ("Kino" nr 3 br.) słusznie zauważa, że Plainview "to Bóg, który nie kocha tego, co stworzył, który swoje dzieło koniec końców zdradza". Jest nieprzenikniony, niewytłumaczalny. Zdrada, której się dopuszcza, dotyka najbardziej jego syna. Plainview popełnia grzech cięższy niż ojciec z filmów Zwiagincewa, nie potrafiąc zaakceptować choroby syna (słabości, defektu, którego syn Stwórcy mieć przecież nie powinien). Porzuca go - oddaje na wychowanie do zakładu. Tym samym skazuje się na samotność, bowiem dla innych ludzi żywi tylko pogardę. Każe im wszystkim iść do diabła, skazuje ich na drogę do piekła, którym będzie stworzony przez niego kapitalistyczny świat. Młody Plainview ucieka, ale dopiero wtedy, gdy sam pewnie niedługo zostanie ojcem i jego obawa przed przejęciem pałeczki w międzypokoleniowej sztafecie grzechów staje się jakby bardziej realna. Musi uciec, żeby zachować siebie. W scenę konfrontacji ojca z synem (kluczową dla filmu) Anderson wmontowuje krótką retrospekcję, która działa niczym drzazga. Powraca na chwilę obraz spokojny i jasny: nie ma gry, kalkulacji, jest bezinteresowność i spontaniczna radość: młody i stary Plainview bawią się, śmieją, są szczęśliwi. W portrecie naftowego potentata pozbawionym wszystkiego, co ludzkie, jest to jedyna iskra człowieczeństwa, którą wznieca w nim jego syn.
Z kolei Hank Deerfield (
Tommy Lee Jones), bohater najnowszego filmu Paula Higgisa
"W dolinie Elah", to figura ojca wręcz kanoniczna, choć mniej niezwykła niż bohaterowie
Zwiagincewa czy
Andersona. Kiedyś był żołnierzem, potem wojskowym żandarmem, w końcu pracuje wożąc żwir. Jego życie znalazło się w głębokim półcieniu, z którego wyrywają go jedynie wiadomości od syna, Mike'a. Mike jest dla ojca powodem do dumy, poszedł bowiem w jego ślady i został żołnierzem. Ta duma uparcie przysłania rodzinny dramat (pierwszy syn Deerfieldów zginął w wojskowym samolocie) i nie pozwala na wątpliwości. Hank wierzy w słuszność swoich wyborów. Jest zasadniczy i konserwatywny w swoich zapatrywaniach. Kultywuje tradycyjne przekonanie o roli mężczyzny w świecie, o jego powinnościach - żadnych słabości, jedynie męstwo i samodyscyplina. Już wkrótce te zasady okażą się fikcją. Mike bowiem nie zdołał sprostać stawianym przed nim wymaganiom, wojna zwyczajnie go przerosła. Jest w filmie scena, kluczowa dla całości, w której załamany, przestraszony syn prosi ojca przez telefon, żeby go zabrał z irackiego piekła. W odpowiedzi słyszy bezduszne pytanie: "Czy ktoś przypadkiem nie widzi, że płaczesz do słuchawki?" Stary Deerfield urywa rozmowę lakoniczną formułką o zakłóceniach na linii. Potem jest już tylko cisza. Mike wpada w nią jak w otchłań. Nie znajdując w ojcu pomocy, zrozumienia dla słabości, syn konstruuje sobie monstrualny substytut oparcia w dzikich i nieludzkich zachowaniach. Pozwoli mu to przetrwać wojenny czas, ale nie pozwoli wrócić do żywych. Hank wyruszy w drogę, żeby odnaleźć syna, ale odbiera tylko gorzką naukę zawartą w słowach, które rzuca mu w twarz kolega syna: "Żebyś się nie zdziwił, gdy okaże się, że to ty jesteś diabłem".
Co jest przyczyną klęski Hanka? Kochał swojego syna jak umiał. Oferował mu maksimum zasad i minimum uczuć. Opowiadał biblijne i wojenne anegdoty o pokonywaniu strachu, ale bał się okazać synowi ojcowskiej czułości. W najważniejszym momencie to wszystko, w co wierzył, zawiodło. Hank wpadł w klasyczną pułapkę, narzucił synowi własną wolę, wmówił w niego swoje marzenia, ale pozostał dla niego nieobecny.
W kinie koło się zamyka, grzechy ojców spadają na synów i na odwrót. Tak dzieje się bez końca. Czy można zażegnać kolejną katastrofę? Być może odpowiedź kryje się w słowach: nic nie musisz, które ojciec kieruje do syna w
Kieślowskiego. Nie ma w nich sugestii moralnego relatywizmu, nie ma też żadnego wskazania. Odczytać je można tylko jako zalecenie, żeby wszelkich wyborów dokonywać wyłącznie we własnym imieniu.