- Nie mam zamiaru chodzić za kimś i żebrać. Mogę nadal pisać. Ciągle jestem aktorką. Jednak te nerwowe lata wolę teraz odreagować, zbierając pomarańcze i cytryny w moim ogrodzie. Życie jest na tyle bogate, że nie warto się zadręczać - oświadczyła słynna aktorka Bergmana i reżyserka
Liv Ullmann. Powód? Nie udało jej się zebrać pieniędzy na realizację filmu
"Dom lalki" na podstawie dramatu Henrika Ibsena. - Jeśli nie mogę zrealizować filmu w swoim kraju, to trudno dalej się angażować. Dla mojej reżyserskiej kariery to koniec - oznajmiła dziennikowi "VG".
Na początku stycznia Norweski Fundusz Filmowy odmówił przyznania 15 mln koron (ponad 7mln zł.) na projekt, do którego Ullmann przygotowywała się 5 lat. Wsparcie ze strony norweskiej było warunkiem włączenia się międzynarodowych współproducentów. NFF nie zaryzykował tak dużej sumy, tłumacząc, że scenariusz był za słaby.
"Dom lalki" miał być największym reżyserskim przedsięwzięciem Liv Ullmann, w którym mieli zagrać
Kate Winslet,
Kevin Spacey,
John Cusack,
Stellan Skarsgaard i
Ralph Fiennes. Reżyserka zdobyła poparcie wielu instytucji wspierających rodzimą kinematografię. Jednak kluczowa była decyzja NFF. Kiedy zapadła, w prasie pojawiły się opinie, że norweska kinematografia rzuciła sobie kłody pod nogi i zaprzepaściła szansę na międzynarodową autopromocję.
Dotychczas
"Królowa Filmu", jak nazywają
Ullmann Norwegowie, wyreżyserowała cztery obrazy.
"Sofie" i
"Krystyna, córka Lavransa" to ekranizacje skandynawskich powieści. Z kolei
"Intymne zwierzenia" i
"Wiarołomnych" nakręciła na podstawie scenariuszy
Ingmara Bergmana. Zwłaszcza ten ostatni film przyniósł jej międzynarodowe uznanie jako reżyserce.