Nowy film Wojcieszka i szantaż dystrybutora - piątek na festiwalu w Gdyni

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Nowy+film+Wojcieszka+i+szanta%C5%BC+dystrybutora+-+pi%C4%85tek+na+festiwalu+w+Gdyni-18434
Wczoraj pisałem, iż wiele obiecuję sobie po najnowszym filmie Przemysława Wojcieszka ("Głośniej od bomb") zatytułowanym "W dół kolorowym wzgórzem" i miło mi poinformować, że moje oczekiwanie zostało wynagrodzone. "W dół kolorowym wzgórzem" to obok "Mojego Nikifora", "Pręg" i "Wesela" najlepszy film jaki obejrzałem na tegorocznym festiwalu.

Konferencja z filmuRysiek po odsiedzeniu dwuletniego wyroku w więzieniu w Nysie wraca do rodzinnej wsi. Jednak nie ma tam nikogo, kto by na niego czekał. Rodzice nie żyją, brat ożenił się z jego dziewczyną a na dodatek planuje sprzedać gospodarkę, której - testamentem ojca - jest jedynym właścicielem. Rysiek jednak nie zamierza się poddawać. Chce rozpocząć nowe życie i odbić dziewczynę bratu...

Dwa lata temu "Głośniej od bomb" podbił moje serce i do dziś uważam, że jest to jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. "W dół kolorowym wzgórzem" jest jeszcze lepsze.
Wojcieszek rozwija się, eksperymentuje, szuka nowych sposobów przekazu. O ile "Głośniej od bomb" było formalnie filmem bardzo tradycyjnym o tyle "W dół kolorowym wzgórzem" zrywa z wieloma ustalonymi zasadami. W obrazie mamy 3 trwające po 8-9 minut sceny dialogowe - rzecz, którą obecnie spotyka się polskim kinie bardzo rzadko. Właściwie wszystkie punkty zwrotne fabuły przekazane są w rozmowach postaci.
Historia oparta jest na starym, biblijnym konflikcie dwóch braci. Jest dobrze skonstruowana i trzyma w napięciu. Oprócz konfliktu Ryśka i Jarka (starszy brat) mamy jeszcze tajemnicę byłej dziewczyny głównego bohatera, której fragmenty są precyzyjnie ujawniane przez cały czas projekcji aż wreszcie znajdują kulminację w niesamowitej scenie finałowej.

Film praktycznie opiera się na czterech aktorach, którzy przez 90% projekcji pojawiają się na ekranie. Ról epizodycznych jest bardzo niewiele i nie odwracają one uwagi od głównych bohaterów. Ponadto Wojcieszek często operuje zbliżeniami, co stanowi dla aktora dodatkowe wyzwanie.
Tradycyjnie u Wojcieszka występują doskonali aktorzy. Odtwórcą głównej roli jest Dariusz Majchrzak, który dla mnie osobiście jest największym aktorskim odkryciem tego festiwalu. Majchrzaka widziałem wcześniej w filmach "Szaleńcy" oraz "Park tysiąca westchnień", gdzie był bardzo dobry, a kreacją u Wojcieszka jedynie potwierdza swój talent. Równie dobrze wypadli Rafał Maćkowiak w roli starszego brata oraz Przemysław Bluszcz w roli Tadka, lokalnego gangstera i przyjaciela Ryśka.
W tej męskiej obsadzie bardzo dobrze poradziła sobie Aleksandra Popławska, która rolą we "W dół kolorowym wzgórzem" debiutuje na dużym ekranie.

"W dół kolorowym wzgórzem" zostało w całości zrealizowane w technologii cyfrowej, której Wojcieszek - jak sam mówił na konferencji prasowej - jest wielkim fanem. "Dobrze się montuje, materiał ma rytm, ale co najważniejsze, aktorzy przy kamerze cyfrowej w pewnym momencie 'zapominają', że grają w filmie i stają się przez to bardziej naturalni".
Podczas spotkania z dziennikarzami Wojcieszek dużo opowiadał o swojej pracy z aktorami, którzy są dla niego najważniejszym z elementów składowych filmu. "Ja, operator, scenarzysta, charakteryzator, cała ekipa kręcą się wokół jądra jakim są aktorzy. To na nich opiera się film i od ich kreacji w dużej mierze zależy, czy historia opowiedziana w obrazie będzie wiarygodna. Starałem się, żeby aktor zapomniał, że jest na planie filmowym, gdzie wykonuje swój zawód, ale żeby stał się postacią, której rolę odtwarza. Po raz pierwszy pracowałem w ten sposób, ale jestem bardzo zadowolony z efektów".
"Chciałem, żeby 'W dół kolorowym wzgórzem' było filmem innym. Zależało mi na tym, żeby stawiał wiele pytań, ale jednocześnie udzielał niewielu odpowiedzi. Nie ma teraz zbyt wielu takich filmów" - dodał reżyser.

We "W dół kolorowym wzgórzem" jest mocna scena, w której Agata mówi swoim rodzicom, że nigdy już do nich nie wróci. Nie chce już znać, a do rodzinnego miasta przyjedzie dopiero "jak zdechną" i tylko po to, żeby sprzedać ich rzeczy. "Wierzę, że są takie sytuacje kiedy trzeba spalić za sobą wszystkie mosty, 'zabić' mamę i tatę tylko po to, żeby narodzić się na nowo, rozpocząć nowe życie - tłumaczył reżyser.

Podczas konferencji prasowej Wojcieszek zdradził również, że przygotowuje się do realizacji nowego filmu, którego akcja rozgrywać się w dwóch dużych miastach - Warszawie i Gliwicach. Jak się nieoficjalnie dowiedziałem, jeśli wszystko dobrze pójdzie premiera obrazu odbędzie się podczas przyszłorocznego festiwalu w Gdyni. Niebawem w legnickim teatrze reżyser rozpoczyna natomiast próby do sztuki "Made in Poland" realizowanej na podstawie jego scenariusza i w jego reżyserii. "Wydaje mi się, że teatr bardziej sprzyja eksperymentom niż kino. Widzowie filmowi oczekują - moim zdaniem - bardziej tradycyjnych historii zrealizowanych w tradycyjny sposób"- mówi reżyser.

Po projekcji "W dół kolorowym wzgórzem" udałem się do hotelu Gdynia, gdzie - jak co roku - odbyła się konferencja prasowa firmy Vision. Spotkanie poświęcone było najnowszemu filmowi Jacka Bromskiego "Kochankowie roku tygrysa", którego premierę wstępnie zaplanowano na połowę przyszłego roku. "Jeśli wszystko dobrze pójdzie film, podobnie jak 'Pręgi', będzie miał premierę na festiwalu w Gdyni" - mówił prezes Vision Włodzimierz Otulak.

Żebrowski i Bromski"Kochankowie roku tygrysa" to pierwsza w historii naszej kinematografii koprodukcja polsko-chińska. Film, którego akcja rozpoczyna się w roku 1913 opowiada historię Polaka, któremu udaje się uciec z syberyjskiego zesłania. Podczas przeprawy przez rzekę Amur zostaje jednak poważnie ranny, a nieprzytomnego zbiega odnajduje stary chiński myśliwy Guo. Mężczyzna mieszka na odludziu z żoną i piękną córkę Song. Bojąc się, że przystojny Polak może skraść jej serce postanawia przebrać ją za chłopaka.

Reżyser i scenarzysta "Kochanków" Jacek Bromski zapowiada swój film jako uniwersalną opowieść o miłości, która zainteresuje widzów na całym świecie. Zdjęcia do obrazu powstają w Chinach przy aktywnym współudziale chińskich filmowców. Zrealizowano już 75% materiału, a prace na planie powinny zakończyć się wiosną przyszłego roku. Budżet produkcji wyniósł 1 milion Euro.
Prace nad filmem miały się rozpocząć już rok temu, ale epidemia SARA, która wybuchła na wschodzie pokrzyżowała plany filmowców. "Dzięki temu mieliśmy jednak więcej czasu na casting i dobór chińskich aktorów" - mówi Jacek Bromski.

Główną rolę w filmie gra Michał Żebrowski, o którym reżyser mówi, że jest "romantycznym aktorem obecnego pokolenia". Co ciekawe, aktor początkowo nie był zainteresowany rolą. Na udział w produkcji zdecydował się dopiero po namowach producenta Włodzimierza Otulaka, z którym współpracował już przy "Panu Tadeuszu", "Wiedźminie" i "Pręgach".

Włodzimierz OtulakNajwięcej emocji na konferencji prasowej wywołało wystąpienie Włodzimierza Otulaka, który zdradził, iż niektórzy dystrybutorzy działający na rodzimym rynku szantażują małe, jednosalowe kina uniemożliwiając wprowadzenie na ich ekrany innych filmów niż dystrybuowanych właśnie przez nich. "Takie praktyki stosuje firma UIP, która udostępnienie kopii swoich największych przebojów takich jak 'Shrek 2', czy 'Bridget Jones: W pogoni za rozumem' uzależnia od tego, czy kino będzie wyświetlało na wyłączność ich inne, słabsze tytuły. Tym samym blokują ekran dla innych, w tym również polskich produkcji. Taką sytuację mieliśmy niedawno z filmem 'Pręgi'. Rozmawiałem z panią prezes UIP na ten temat, ale w odpowiedzi usłyszałem, że ja również stosowałem takie praktyki w przypadku 'Pana Tadeusza'. Tylko, że my mieszkamy w Polsce a 'Pan Tadeusz' jest polskim filmem. Dopóki nie powstanie ustawa o kinematografii będziemy musieli walczyć o to, żeby w polskich kinach były grane polskie filmy".

Po konferencji pobiegłem znowu do kina Silver Screen, gdzie do końca wieczoru oglądałem filmy prezentowane konkursie kina niezależnego.
Duże wrażenie zrobił na mnie trwający 33 minuty obraz Dariusza Błaszczyka (cukierka) zatytułowany "Tylko jedna noc". Obraz opowiada historię pary młodych ludzi - Ewy i Cykora (Milka van der Milś, Jan Wieczorkowski), którzy po szalonej imprezie w jednym z warszawskich klubów lekko podchmieleni udają się do mieszkania dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że upojna noc znajdzie swój finał w łóżku, ale w miarę jak mija czas a bohaterowie zaczynają ze sobą rozmawiać okazuje się, że każde z nich nosi maskę...

Dariusz Błaszyk, który obrazem "Tylko jedna noc" debiutuje jako reżyser jest już doświadczonym twórcą mającym na swoim koncie m.in. wideoklipy Anny Marii Jopek, Lory Szafran i Chocolate Spoon, był drugim reżyserem "Zmruż oczy" a także jest autorem wielu projektów multimedialnych. To, że Błaszczyk nie jest amatorem widać od pierwszej minuty filmu, kiedy na ekranie pojawia się ciekawa i oryginalna czołówka. Obraz jest dobrze zmontowany i sfilmowany, a przede wszystkim dobrze zagrany.
Jednocześnie nie jest nachalny w swoim przekazie. Błaszczyk nie mówi nic wprost. Wszystkie wnioski musimy wyciągnąć sami z obserwacji poczynań bohaterów i ich rozmów. Polecam.

Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o następnym obrazie niezależnym zatytułowanym "Strefa zmierzchu" Franciszka Dzidy. Jedyne określenie jakie przychodzi mi na myśl po jego obejrzeniu to "nieporozumienie".

Jan (Jan Nowicki), znany pisarz, mieszka z młodą kobietą gdzieś na prowincji. Prowadzi spokojne i szczęśliwe życie z dala od intryg wielkiego świata. Jednak telefon od byłej żony, z którą nie widział się od lat oraz przyjazd dawnego kolegi są zwiastunem tego, iż ów ceniony przez pisarza spokój niebawem się skończy.

Franciszek Dzida to legenda polskiego kina amatorskiego. Jest autorem ponad 60 filmów, z których pierwsze powstały jeszcze w latach 60. Jest pierwowzorem tytułowego bohatera filmu "Amator" Krzysztofa Kieślowskiego oraz laureatem wielu prestiżowych nagród w tym Dorocznej Nagrody Miesięcznika 'Kino' (1985), Złotego Medalu UNICA - Międzynarodowej Unii Filmu Nieprofesjonalnego i Video oraz Brązowego Medalu IDAF na MFF w Duisburgu. Osiągnięcia Dzidy, którego twórczości - muszę przyznać - nie znam, sprawiają, że o "Strefie zmierzchu" myślę jako o wypadku przy pracy.

Pomijając już złą jakość techniczną obrazu (czasami nic nie słychać) film nie "trzyma się kupy" również od strony fabularnej. Powody, którymi kierują się bohaterowie wydają się absurdalne. Kiedy w pewnym momencie kobieta mówi do pisarza "usunęłam ciążę, bo wreszcie twoje życie zaczęło zmierzać w jakimś kierunku" - cała sala wybuchneła śmiechem. Ponadto dialogi niekiedy wołają o pomstę do nieba przypominając frazy znane wszystkim miłośnikom południowoamerykańskich telenowel.
Jakby tego było mało film kończy się w pół słowa nic nie wyjaśniając i nie kończąc żadnego z wątków. Szkoda, bowiem do głównej roli udało się reżyserowi pozyskać samego Jana Nowickiego. Jednak nawet i on nie był w stanie uratować filmu.

Piąty dzień festiwalu zakończyłem projekcją filmu Piotra Matwiejczyka "O czym są moje oczy". Jest to historia pięciu 20-letnich dziewczyn, które borykają się z różnymi problemami. Jedna jest w ciąży z chłopakiem, który ją rzucił, druga "puszcza się", bo tak naprawdę nikt jej nie chce, trzecia zgwałcona przez swojego chłopaka popada w depresję... Wszystkie chodziły do tej samej klasy w liceum. Spotykają się w mieszkaniu jednej z nich, aby szczerze porozmawiać. Ukrywają jednak prawdę i okłamują się nawzajem. Tej nocy w niewyjaśniony sposób zamienią się osobowościami. Teraz każda z nich będzie musiała się uporać z problemem koleżanki.

Muszę przyznać, że Matwiejczyk podjął się karkołomnego zadania. Praktycznie bez pieniędzy odważył się nakręcić film o zamianie osobowości a do tego opowiadający o kobietach. Projekt ambitny, choć - moim zdaniem - nie do końca udany. Matwiejczyka niestety przerósł może nie temat, co sposób jego realizacji. Dziewczyny zamieniają się osobowościami, ale dla widzów już nie jest do końca jasne czyj "duch" w czyje ciało wstąpił. Nie pomagają nam w tym aktorki które zarówno przed i po zamianie grają tak samo.

Na konferencji prasowej Matwiejczyk tłumaczył, że postaci miały być jeszcze dodatkowo rozróżniane motywami muzycznymi, ale autor ścieżki dźwiękowej nie wywiązał się z powierzonego mu zadania i przez cały czas filmu słyszymy jeden i ten sam powtarzany aż do znudzenia motyw.

Dziś ostatni dzień festiwalu i wieczorna gala rozdania nagród. W kuluarach spekuluje się, iż pojedynek o Złote Lwy rozegra się pomiędzy "Pręgami,,Pregi" Magdaleny Piekorz i "Moim Nikiforem" Krzysztofa Krazue. Wiadomo już, że nagrodę dziennikarzy przyznano filmowi "Wesele" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego.
Jak faworyt konkursu niezależnego typowana jest "Katatonia" Jacka Nagłowskiego.



"Młodości dodaj mi skrzydła" - podsumowanie festiwalu w Gdyni

"Pręgi" zdobywają Złote Lwy, "Mój Nikifor" wielkim przegranym

Czy "Mój Nikifor" zdobędzie Złote Lwy - czwartek na festiwalu w Gdyni

Trzeci dzień 29. FPFF

Wtorek na festiwalu w Gdyni

Poniedziałek na festiwalu w Gdyni

Lista filmów konkursowych

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones