Długimi owacjami na stojąco zakończyła się w wczoraj późnym wieczorem światowa premiera
"Pianisty" Romana Polańskiego w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Film zdobył Złotą Palmę na tegorocznym festiwalu w Cannes.
W uroczystym pokazie premierowym wzięły udział osobistości świata polityki, biznesu i kultury. Wśród polityków byli prezydent Aleksander Kwaśniewski, premier Leszek Miller, marszałek Sejmu Marek Borowski i przedstawiciele rządu.
Przed projekcją
Roman Polański wygłosił słowo wstępne. Powiedział, że światowa premiera
"Pianisty" w Polsce nie jest przypadkiem i że zależało mu na tym od początku realizacji filmu.
"Nosiłem się od lat z zamiarem zrobienia filmu w Polsce" - podkreślił. Wspomniał, że brakowało mu odpowiedniej perspektywy, ustroju, a przede wszystkim materiału. Tym poszukiwanym materiałem okazała się być książka ze wspomnieniami z czasów wojny polskiego pianisty i kompozytora pochodzenia żydowskiego, Władysława Szpilmana.
"Czytając książkę Szpilmana po kilku stronach wiedziałem, że to będzie mój następny film. Wiedziałem także, że jedynym miejscem, gdzie ten film będzie można nakręcić, będzie Warszawa" - powiedział reżyser.
Podkreślił, że film został zrealizowany z polską ekipą. Wspomniał, że jego realizacja zabrała kilka miesięcy ciężkiej pracy - bardzo podniecającej z punktu widzenia zawodowego. Złożył podziękowania
Allanowi Starskiemu - "za odtworzenie starej Warszawy i tej zdruzgotanej Warszawy",
Pawłowi Edelmanowi - "który nadał filmowi charakter, o którym marzyłem w związku z tym przedmiotem", Annie Sheppard, która zaprojektowała kostiumy i kompozytorowi
Wojciechowi Kilarowi.
Ze słowami podziękowań zwrócił się także do polskich współproducentów filmu - Gene'a Gutowskiego i Lwa Rywina, "setki techników" i polskich statystów, których - jak wspomniał - "czasami było na planie 1200". "Niesłychanie reagowali oni na moje wskazówki i na same sytuacje, czasami nawet bez moich wskazówek" - zaznaczył.
Podkreślił, że film ten jest hołdem dla Władysława Szpilmana. "Ta książka wymagała skromności i uczciwości w przeniesieniu jej na ekran" - dodał.
Zaznaczył, że jego zamierzeniem było zrobienie filmu w sposób prosty, bez reżyserskich i operatorskich popisów, bez tworzenia fałszywego dokumentu, robienia filmu awangardowego albo eksperymentalnego, bez "trzęsienia kamerą", wykorzystywania taśmy czarno-białej, czy "dopisywania scen samogwałtu".
Po pokazie publiczność podziękowała reżyserowi owacjami na stojąco. Goście nie kryli, że są pod dużym wrażeniem filmu.
"Film
Romana Polańskiego prawdziwie ukazuje sytuację w Polsce podczas wojny i stosunki między Polakami, Żydami i Niemcami" - uważa syn pianisty, Andrzej Szpilman, który opublikowal wspomnienia ojca. Widział on film Polańskiego także w Cannes, gdzie przyznano mu Złotą Palmę. "Ważny przekaz płynący z filmu jest taki, że 60 tysięcy Żydów uratowało się z zagłady w okupowanej Polsce dzięki setkom tysięcy ludzi, którzy narażali życie. To co ludzie przeżyli w tym kraju, to było coś strasznego, przecież każdy, kto ratował Żyda, narażał życie. To byli bohaterowie, którzy ratowali innych nie dla zasług, lecz dlatego,że uważali to za swój obowiązek" dodał Szpilman.
"To jest prawdziwy film o wojnie. Genialny film. Czytałam książkę, ale to wszystko, co Polański zrobił z obrazem, jak to wszystko ścieśnił, spuentował... Po prostu genialny film" - powiedziała Irena Santor, której interpretacje piosenek Władysława Szpilmana przeszły do klasyki polskiej piosenki.
Pozytywne wrażenie film zrobił na Adamie Hanuszkiewiczu. "Norwid pisze w 'Białych i czarnych kwiatach', że są historie, które należy zrelacjonować surowo, nie dodając do nich sztuki. To jest świadome założenie
Polańskiego - nie bezradność reżyserska, ale świadome założenie, szacunek dla tego opowiadania. On sam przez to jest godny szacunku" - powiedział reżyser.
Jerzy Gruza wypowiedział się lakonicznie: "Jestem pod dużym wrażeniem tego filmu. Uważam, że gatunkowo to jest w ogóle coś wyjątkowego i wspaniałego".
Minister kultury Waldemar Dąbrowski określił film Polańskiego jako "wielkie dzieło, film ważny dla Polski, Europy i świata".
"To jest film o holokauście, ale tak naprawdę wychodzi dalej poza ten temat, bowiem czas dopisał współczesne konteksty. Wydaje się, że ten film jest podwójnie potrzebny światu, który zwariował. Opowiada o tym, jak złożoną istotą jest człowiek, ile w nim dobrego i złego, jak łatwo jest wykreować coś upiornego ze zdawałoby się cywilizowanego narodu, społeczeństwa" - powiedział.
Minister dodał, że jest to film dający nadzieję. "Na końcu triumfuje człowieczeństwo. Wiara w to potrafi dać siłę, by sprostać okolicznościom, które teoretycznie są nie do pokonania" - zauważył. Podkreślił, że w filmie jest "wielka harmonia myśli, emocji i tego ostatecznego przekazu, który jest najwyższą miarą znakomitego dzieła sztuki".
Tego samego wieczoru odbył się uroczysty pokaz premierowy "Pianisty" w Sali Kongresowej - dla ekipy filmu, statystów oraz gości ze świata kultury.
Romanowi Polańskiemu, który przybył do Kongresowej, by wygłosić słowo wstępne, zgromadzona w sali publiczność zgotowała na powitanie owacje na stojąco. "To miała być projekcja dla ekipy. Pamiętam, że ekipa była duża, ale nie tak duża znowu" - powiedział na wstępie reżyser.
Wspomniał, że z ekipą i statystami spędził "kilka miesięcy najbardziej interesującej i intensywnej pracy". Zaznaczył, że statyści nierzadko wstawali o 4 rano, albo siedzieli w skwarze do 8 wieczór. "Nie było ani jednej skargi, ani jednego nieprzyjemnego słowa" - podkreślił.
Zwrócił się także z podziękowaniami do mieszkańców warszawskiej Pragi, gdzie powstał plan filmowy. Wspomniał, że ostrzegano go, iż nie będzie łatwo kręcić na Pradze. "Było bardzo łatwo kręcić" - powiedział. Zaznaczył, że jedynie "od czasu do czasu jakiś pijaczek pocałował go w usta, ale to mu specjalnie nie przeszkadzało".
W piątek odbędzie się uroczysta premiera
"Pianisty" z udziałem reżysera w kinie Kijów w Krakowie. Tego dnia film trafi do polskich kin.