W Warszawie trwa 6. Planete Doc Review - najważniejszy w Polsce festiwal poświęcony filmom dokumentalnym. Wszystkie informacje o imprezie znajdziecie na naszej stronie
TUTAJ. Przypominamy także, że wciąż możecie głosować na najlepszy film konkursowy festiwalu. Swój głos oddać możecie
TUTAJ.
A co ciekawego można było obejrzeć wczoraj? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Bogaci w pustkę Fala – zjawisko to kojarzy nam się przede wszystkim z wojskiem, czasem ze szkołą. A jednak występuje on wszędzie, również w rodzinach, gdzie może wywołać prawdziwe spustoszenie.
"Ziemia jałowa" pokazana na Planete Doc Review w cyklu Historie Intymne to rzeczywiście bardzo intymny portret dwóch kobiet z rodziny Lykken. Panie są mieszkankami jednego domu położonego w niewielkiej wiosce. Guri ma 96 lat, zaś Marit jest żoną jej syna. W domu mieszkają jeszcze dzieci Marit. Trzy pokolenia w skromnej chatce. Taka jest tradycja – fala. Młodsze pokolenie ma się zajmować starszym. Guri przez 30 lat milcząco opiekowała się teściami, teraz oczekuje, że Marit uczyni to samo. Jednak kobieta z trudem wytrzymuje życie pod jednym dachem z nad wiek żwawą staruszką.
Reżyserki wykazały się znakomitym wyczuciem chwili. Z materiału skręconego w ciągu dwóch lat zmontowały świetną historię. Króluje w niej milczenie i aluzje. Guri i Marit nie mają sobie nic do powiedzenia. Jeśli milczenie jest złotem, to bohaterki dokumentu są bogaczkami. Kiedy odzywają się do siebie, to tylko po to, by poinformować o posiłku bądź wymienić się komentarzami posiadającymi drugie dno. Na ekranie tę cichą wojnę wyczuwa się w sposób namacalny.
W tym znakomitym dokumencie jest jedna zadra, która uwiera – muzyka. Temat przewodni jest ładny, lecz niestety puszczany na okrągło w końcu zaczyna irytować. Jeśli już twórczynie nie miały pomysłu na muzykę, to lepiej było ją ograniczyć. Oczywiście wydaje się, że dodanie choćby jeszcze jednej melodii wyszłoby całości na dobre.
(MP)
Kobiety górą Trudno jest uwierzyć w prawdziwość tego dokumentu. Opowiedziana w nim historia jest tak niesamowita, że większość zapewne uzna ją za fikcję. Zwłaszcza ci, którzy mieli okazję obejrzeć dokument
"Birma VJ". Oba filmy opowiadają o tym samym, o protestach wymierzonych przeciw władzy, represjom, gwałtom. Jednak protest birmański zakończył się fiaskiem. Zaś ruch pokojowy w Liberii zwyciężył.
"Idź diable precz" to historia ruchu na rzecz pokoju zorganizowanego przez kobiety. Co istotne – i na świecie bardzo rzadkie – powstał on ponad religijnymi podziałami: muzułmanki i chrześcijanki protestowały ręka w rękę i nie odpuszczały tym, którzy mają wpływy i władzę. Ich cel był prosty: zakończyć wojnę domową, zakończyć dyktaturę Charlesa Taylora, nie dopuścić watażków z LURD do władzy.
Film wprost pokazuje, że to właśnie zjednoczone wspólnym celem kobiety doprowadziły do zakończenia mordów. Pieśń pochwalna matriarchatu przebija z każdego kadru. I nie ma się co dziwić. Obraz zrealizowały zaangażowane feministki, zatem przetworzyły fakty tak, by pasowały do ideologii. I moim zdaniem to ideologiczne zafałszowanie wcale nie było dobry rozwiązaniem. Owszem, przesłanie, że kobiety mają władzę, kiedy się zjednoczą, jest aż nadto czytelne. Deprecjonowane jest jednak bohaterstwo uczestniczek protestów. Ich akcja była tylko jednym z elementów budujących pokój. Nie była nawet najważniejszym i właśnie to, że kobiety protestowały w cieniu, bez poczucia, że zmieniają historię, lecz z prostej determinacji i walki o przyszłość swoich dzieci – to jest prawdziwie chwalebne.
Mimo wszystko życzyłbym sobie w przyszłości na Doc Review więcej filmów z takim przesłaniem, jak w
"Idź diable precz",
a mniej pesymistycznych wizji, jak w
"Birma VJ". Oznaczałoby to bowiem, że świat idzie w dobrym kierunku.
(MP)
Wajdzie rodacy Choć na ekranach naszych kin możemy oglądać
"Tatarak", twórcy dokumentu
"Andrzej Wajda: Róbmy zdjęcie" cofają się kilka lat wstecz. Stary mistrz kręcił wówczas
"Katyń", który po premierze spotkał się z bardzo różną percepcją. Entuzjastycznym recenzjom towarzyszyły też głosy bardzo sceptyczne -
Wajda nie miał odwagi, Wajda stracił nerw kina,
Wajda wystawił zamordowanym polskim oficerom pomnik w bardzo złym guście... Można się z tymi opiniami zgadzać lub nie, ale i tak nie przeszkodzi Wam to w trakcie seansu filmu czwórki młodych reżyserów.
"Róbmy zdjęcie" to oczywiście hołd dla
Wajdy, który jest tu pokazywany jako wciąż energiczny i kierowany poczuciem misji artysta. Mistrz słucha swych współpracowników, wybierając potencjalnie najlepsze rozwiązania. Widz otrzymuje szansę wejścia na niecałą godzinę w filmowy świat
Wajdy. Ach, ta jego wrażliwość, pasja, zaangażowanie... W Stanach Zjednoczonych
"Róbmy zdjęcie" trafiłoby po prostu na DVD z
"Katyniem" jako 'making of'. U nas ten dokumencik wypuszcza się jednak jako niezależne dzieło. Jeśli nie wyrażacie popularnej opinii, że
Wajda dawno temu powinien odejść na reżyserską emeryturę, możecie zwrócić uwagę na omawiany tytuł.
(ŁM)