Powiększenie: 40-lecie Piętnastki według Urszuli Śniegowskiej

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/Powi%C4%99kszenie%3A+40-lecie+Pi%C4%99tnastki+wed%C5%82ug+Urszuli+%C5%9Aniegowskiej-44299
Prezentujemy wam najnowszy tekst Powiększenia. Powracamy w nim do tegorocznego festiwalu w Cannes, a dokładniej do jednej jego sekcji - Quinzaine des Realisateurs. Urszula Śniegowska w ciekawy i jak najbardziej subiektywny sposób ocenia program festiwalowej sekcji, która w tym roku obchodziła 40-lecie istnienia.
Powiększenie to dział portalu Filmweb.pl, w którym będziemy zajmować się kinem na poważnie. Pragniemy zamieszczać tutaj pogłębione analizy filmowe, wywiady, teksty z zakresu historii kina, artykuły badające zjawiska popkultury poprzez pryzmat narzędzi antropologii kulturowej, socjologii i filozofii. Jeżeli chcesz współtworzyć z nami dział "Powiększenie" prześlij nam swój tekst na adres: kmichalowski@filmweb.pl, mpietrzyk@filmweb.pl, mburszta@filmweb.pl

Czterdziestolecie Piętnastki

Powszechnie wiadomo, że Cannes to najbardziej blichtrolubny festiwal. Niejednemu palma odbija, żeby wejść na tak zwane czerwone schody a jeszcze bardziej, by dostać się na całonocne party do jednej z podmiejskich willi. Dziewczyny prześcigają się w wynajdowaniu jak najbardziej skąpych strojów, by w nich przemaszerować La Croisette; mężczyźni raz w życiu zakładają muchy.
A przecież Festiwal ma też oblicze bardziej poważne, nawet rewolucyjne. Czterdzieści lat temu w czasie seansu "Mrożonego peppermintu" Saury Jean-Luc Godard przykuł się do kotary ekranu by zaprotestować przeciwko zwolnieniu Henriego Langlois ze stanowiska dyrektora Filmoteki Narodowej i właśnie... akademickiej sztywności Festiwalu (choć czerwone schody pojawiły się znacznie później). Był burzliwy rok 1968.
Młodzi buntownicy założyli najpierw Stowarzyszenie Reżyserów Francji i stworzyli – jak to często bywa – Salon Odrzuconych, który szybko stał się odrębną sekcją Festiwalu, nazwaną "dwutygodniówką", czyli Directors’ Fortnight, a po francusku Quinzaine des Realisateurs.
Choć wydawałoby się, że czterdziestolecie zobowiązuje a szef sekcji Quinzaine, Olivier Pere zapewniał, że tegoroczny wybór "potwierdza poszukiwawcze i badawcze założenia jej twórców", w jubileuszowym dla Stowarzyszenia roku program niestety nie okazał się szczególnie znaczący. Właściwie o rewolucyjności świadczyły tylko wypowiedzi artystów w dokumentalnym filmie "40x15" Oliviera Jahana o historii "Piętnastki". Dziś praktycznie żaden z filmów nie przedstawiał ani zaskakującej formy ani odkrywczego, wyjątkowo poruszającego tematu.
Gromko oklaskiwany "Dernier maquis" (Ostatni makijaż), algierska produkcja o buncie robotników w nielegalnym warsztacie samochodowym, to typowo francuski film "związkowy", sprawny zwłaszcza w prowadzeniu nieprofesjonalnych aktorów, w gruncie rzeczy powtarza schemat od lat 80. obecny w kinie – złego pana ukaranego za niedostateczną dbałość o pracowników, tyle że w muzułmańskim wydaniu.

Jedynym wyjątkiem wydaje się "El Cant dels Ocells" (Śpiew ptaków) Alberta Serry, minimalistyczny, utrzymany w czerni i bieli, niemal na granicy absurdu, przypominający herzogowską "Fata Morganę" zapis podróży Trzech Króli z pokłonem dla Jezusa. Nie jest to jednak pierwszy film w tej konwencji estetycznej. Kataloński reżyser powtarza tu stylistykę swojego "Honor de Cavalleria" pokazywanego w Quinzaine dwa lata temu.
Oczywiście "Liverpool" ulubieńca festiwali Lisandro Alonso to również kino z gruntu autorskie, które ma grono miłośników, ale swoim powolnym tempem obserwacji życia człowieka przegranego i bezstronnym sposobem kreślenia nastroju beznadziei przy kolejnym filmie już nie zaskoczy.
Właściwie najciekawszym filmem tegorocznej sekcji Quinzaine de Realisateurs i właśnie typowo quinzainowskim jest chyba "Les Bureaux de Dieu" (co można przetłumaczyć jako Na dywaniku u Pana Boga) o biurze planowania rodziny czy świadomego macierzyństwa. Jest to paradokument: wszystkie epizody "grane" przez znakomite francuskie aktorki zostały wcześniej zarejestrowane w trakcie działania biura i są wypowiedziami autentycznych "pacjentek". Poruszane przez nie kwestie to idealny temat do dyskusji i obraz dzisiejszej rzeczywistości Europy zachodniej w kwestii przerywania ciąży, przedstawiony kompletnie bezpruderyjnie, bez zbędnych ozdobników.

Ważnym obrazem z historią w tle jest bez wątpienia "Tony Manero" młodego chilijskiego reżysera Pablo Larraina o podstarzałym miłośniku disco i Johna Travolty w czasach dyktatury Pinocheta. W tym przypadku można mówić o dobrze spełnionym jednym z celów Quinzaine, poszukiwaniu nowych talentów, odkrywaniu wielkich nazwisk przyszłości.
Nagrodę Międzynarodowego Stowarzyszenia Kin Studyjnych otrzymał słowacki film dokumentalny o niewidomych pt. "Slepe lasky" młodego Słowaka Juraja Lehotskiego.

Co najciekawsze, to dokument właśnie ratuje tegoroczny Festiwal w Cannes jako taki. Liczna obecność jego postaci, w różnych konfiguracjach z fabułą zresztą i jak się okazuje z innymi gatunkami we wszystkich sekcjach canneńskiego festiwalu to dowód na obserwowane od kilku lat odrodzenie dokumentu na świecie.
Najważniejszy w moim przekonaniu film festiwalu, "Waltz with Bashir" (Tańcząc z Bashirem) to właśnie animowany dokument, pierwszy pełnometrażowy film nakręcony z autentycznymi bohaterami a następnie przetworzony na animację. Zastanawia kwestia, dlaczego i czy takie zapośredniczenie było konieczne? Czy poruszający temat odgrzebywania wspomnień z wojny libańsko-izraelskiej przez alter ego twórcy Ariego Folmana, który walczył w niej jako nastolatek a potem wyparł ze świadomości, nie przyciągnąłby uwagi widzów, gdyby nie animacja? Prawdopodobnie rzeczywiście zginąłby w natłoku izraelskich filmów "rozliczeniowych" (choćby świetny "Flipping Out" Yoava Shamira o sposobach wychodzenia z wojennej traumy) a produkcja scen batalistycznych kosztowałaby zapewne znacznie więcej. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że film w takiej atrakcyjnej "skórze" ma szansę dotrzeć też do większej liczby młodych odbiorców i dzięki temu spełnić swoją pacyfistyczną rolę. Również rolę terapeutyczną wobec autora, ale i wielu obywateli jego kraju, bezustannie pozostającego w stanie wojny. Film jest zawsze sublimacją, tu w dwójnasób.
Podobną rolę spełnia film wobec głównego bohatera para-dokumentu "Je veux voir" (Chcę to zobaczyć) pary młodych twórców libańskich Joany Hadjithomas i Khalila Joreige. Słynny libański reżyser teatralny i aktor Rabih Mroue udaje się na tereny dotknięte ostatnią wojną, przez zrujnowany Bejrut jedzie na wieś, gdzie spędził dzieciństwo. W tym wypadku "zapośredniczenie" odbywa się dzięki obecności Catherine Deneuve, która właśnie "chce zobaczyć" współczesne miasto zniszczone wojną, narażając się na niebezpieczeństwo. Nie po raz pierwszy potrzeba pośrednika z innej kultury, z innym bagażem doświadczeń, by unaocznić to co charakterystyczne w danej kulturze, w tym wypadku w Libanie zniszczonym wojnami. Oczywiście zaproszenie Deneuve do projektu to poza tym świetne posunięcie marketingowe, tym bardziej, że była osobiście obecna na pokazach.
"Je veux voir" pokazano w sekcji Un Certain Regard, ustanowionej w 1978 roku w odpowiedzi ówczesnego dyrektora Festiwalu na Salon Odrzuconych. Ta konkurencyjna wobec Quinzaine sekcja pokazuje dzisiaj filmy będące właśnie ważną autorską wypowiedzią, wbrew głównemu nurtowi komercyjnej kinematografii.
W Certain Regard pokazano także (i nagrodzono) niezbyt udaną próbę fabularną świetnego rosyjskiego dokumentalisty Siergieja Dworcewoja, historię mongolskiego chłopaka, zatytułowaną "Tulpan", wyprodukowaną w koprodukcji polsko-niemieckiej. Jeszcze jeden dowód, że to dokument jest dziś najważniejszą formą artystycznego wyrazu w filmie.
Film nagrodzony Złotą Palmą, "Entre les Murs" Laurenta Canteta to również niemal dokument, wyrosły z obserwacji rzeczywistości szkolnej dzisiejszej Francji.
W jakimś sensie Quinzaine straciło pazur. A może rewolucja Quinzaine to, jak twierdzi Roman Polański, "zabawa zazdrośników"? Z naszego punktu widzenia, w obliczu realnego zagrożenia i czołgów w Pradze, zamieszki paryskie ‘68 roku, i takie pseudorewolucyjne akty to rzeczywiście dziecinada. 
Na szczęście wydaje się, że "wywrotowe" zacięcie przejęła sekcja Un Certain Regard. I to świetnie, że filmy o silnej wymowie politycznej pojawiają się w głównym konkursie, choć nie wiem, czy ta wyfiokowana publiczność, czekająca na gwiazdy przy czerwonym dywanie, będzie w stanie to docenić i wziąć sobie do serca polityczną wymowę zaangażowanych filmów.

Urszula Śniegowska - Urodzona w Warszawie, anglistka, historyk sztuki, od 2000 roku prowadzi KINO.LAB w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Zorganizowała w CSW wystawy Jana Lenicy, Jonasa Mekasa, Waleriana Borowczyka. Działa w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Kin Studyjnych CICAE i należy do rady eksperckiej Sieci Kin Studyjnych Filmoteki Narodowej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones