FilmWeb: Wkrótce rozpoczynasz realizację swojego debiutu reżyserskiego, "Psychobójcy". Powiedz, dlaczego w ogóle postanowiłeś debiutować jako reżyser? To efekt podążania za modą, jaka zapanowała w środowisku aktorskim, czy też potrzeba wyrażenia własnych wizji?
Robert Gonera: Gdybym chciał być ironiczny, powiedziałbym, że podążam za modą, ale to oczywiście nieprawda. Od bardzo dawna, jeszcze zanim postanowiłem zdawać do szkoły teatralnej, myślałem o reżyserii. Byłem wtedy zafascynowany kinem, miałem niecałe osiemnaście lat i chciałem robić filmy. Nie mogłem jednak zdawać na reżyserię, ponieważ trzeba było mieć wtedy dyplom ukończenia innych studiów, żeby próbować dostać się na ten wydział, co zresztą uważam za bardzo słuszną zasadę. Wybrałem więc szkołę teatralną we Wrocławiu. Po czterech latach nauki parę rzeczy uległo zmianie w moim życiu i nie mogłem pozwolić sobie na zdawanie do Filmówki. Poza tym, zająłem się aktorstwem. Wciągnął mnie ten zawód, zasmakowałem w nim i pogodziłem się ze wszystkimi konsekwencjami tego wyboru. Rozpoczął się wtedy okres inkubacji, dojrzewania moich wcześniejszych pomysłów reżyserskich. Nie sądzę zresztą, żebym w wieku dwudziestu paru lat miał specjalnie wiele do powiedzenia jako twórca filmowy. Debiutuję właśnie teraz, bo po pierwsze nagromadziły się już projekty, które trzeba zrealizować, a po drugie, przez przypadek dostałem tekst Marcina Pośpiecha. Scenariusz na tyle mnie zainteresował, że postanowiłem się nim zająć. Przedstawiona w nim historia wydała mi się ciekawa, a ponadto pasowała na debiut - nie była ani za duża, ani za mała. A poza tym, jest to o tyle bezpieczne, że historia przedstawiona w scenariuszu nie jest opowieścią moją, lecz scenarzysty. Ja po prostu staram się dopasować ją do własnych wizji. A ponieważ mam o tyle komfortową sytuację, że moje nazwisko jest dość znane, na ten projekt została skierowana uwaga mediów i instytucji, zajmujących się produkcją filmów. Z tego względu nie musiałem nadmiernie zabiegać o zainteresowanie swoim projektem, a moja sytuacja różni się trochę od sytuacji większości osób usiłujących zrobić pierwszy film.
FilmWeb: O czym opowiadać będą
"Psychobójcy"?
Robert Gonera: Ciężko opisać to w paru słowach. Jest to dosyć dziwna historia, w której realność miesza się ze światem lęków, wyobraźni, złudzeń. Film opowiadać będzie o studencie ASP, scenarzyście, który za wszelką cenę chce zrealizować widowisko typu reality show. Dąży do tego celu z ogromną determinacją, gotów jest poświęcić niemal wszystko. Następuje wtedy zderzenie dwóch porządków rzeczywistości filmowej, dwóch światów. Obraz będzie miał dość skomplikowaną strukturę, myślę jednak, że możliwą do odczytania na wielu płaszczyznach i wartą uwagi.
FilmWeb: Kogo zobaczymy w obsadzie?
Robert Gonera: Na razie nie chciałbym tego zdradzać, choć już wkrótce będzie pewne kto zagra w filmie. W prasie pojawiły się już jakieś nazwiska, ale wolałbym mówić o tym dopiero, kiedy podpiszemy umowy i zaistnieje gwarancja, że nic się nie może zmienić. Są to tylko formalności, ale nie chciałbym czegoś zapeszyć.
FilmWeb: Kto będzie autorem zdjęć do filmu?
Robert Gonera: Mateusz Sośniak. To młody, zdolny operator, z którym spotkałem się już na planie filmu
Przemysława Wojcieszka, "Zabij ich wszystkich".
FilmWeb: Kiedy rozpoczynają się zdjęcia i ile potrwają?
Robert Gonera: Zaczynamy 25 czerwca, więc już niedługo. Póki co, trwają intensywne przygotowania. Pojawiam się ciągle na planie, robimy próby, ale tak naprawdę realizacja ruszy pod koniec czerwca.
FilmWeb: Na kiedy planowana jest premiera?
Robert Gonera: Na pewno nie wcześniej niż na przełom stycznia i lutego przyszłego roku.
FilmWeb: Film realizowany będzie we Wrocławiu?
Robert Gonera: Tak, tam realizowane będą zdjęcia.
FilmWeb: Czy film
"Psychobójcy" utrzymany będzie w jakiejś określonej, wyrazistej stylistyce?
Robert Gonera: Nie mogę precyzyjnie określić i przewidzieć jakie skojarzenia będą się nasuwać odbiorcy po obejrzeniu mojego filmu.
"Psychobójcy" to thriller, a jak wiadomo istnieje wiele rodzajów, odmian thrillerów, a zatem także wiele wzorców gatunkowych. Mój film utrzymany będzie na pewno w konwencji psychothrillera. To jednak nie wyczerpuje zagadnienia, niewykluczone, że będzie w nim można dostrzec różnorodne inspiracje. Istnieje bowiem mnóstwo możliwości w przeprowadzeniu takiego pomysłu i wyboru stylu.
FilmWeb: Kto jest producentem filmu?
Robert Gonera: Głównym producentem jest ADV GROUP z Wrocławia i Robert Wachowiak. Poza tym jeszcze inne firmy i instytucje działające jako koproducenci. Dystrybutorem prawdopodobnie będzie Best Film, któremu jestem bardzo wdzięczny za wsparcie.
FilmWeb: Zechcesz zdradzić ile wyniesie budżet produkcji?
Robert Gonera: Właściwie jest to pytanie skierowanie do rzecznika prasowego filmu, nie do mnie (śmiech). Mam na głowie tyle obowiązków jako reżyser, że nie mógłbym jeszcze zajmować się zdobywaniem pieniędzy i rozliczaniem budżetu. To rola producentów. Aktorzy, reżyser i pozostała część ekipy powinni skupiać się na swojej pracy. Mogę powiedzieć tylko tyle, że
"Psychobójcy" nie będą superprodukcją, choć oczywiście dysponujemy kwotą, za którą da się zrobić przyzwoity film. W Polsce w ogóle sytuacja kinematografii i sumy, jakie się wydaje na finansowanie filmów są absurdalne - instytucje, które są odpowiedzialne za pokrywanie kosztów produkcji już dawno wycofały się z tego obowiązku. Brakuje pieniędzy na niemal wszystkie przedsięwzięcia filmowe. Ten problem dotyczy zwłaszcza debiutantów, którzy nie mają szansy na zrobienie szczerego, bezkompromisowego i niekomercyjnego filmu. Zmuszeni są bowiem do godzenia się na ustępstwa artystyczne, które zagwarantują na starcie zwrot kosztów produkcji. Komitet Kinematografii całkowicie zaprzestał finansowania debiutów, a Telewizja Publiczna, która przez jakiś czas pełniła tę funkcję również przeżywa kryzys. Młodzi twórcy są w dramatycznej sytuacji.
FilmWeb: Na jakiej taśmie zostanie zrealizowany film?
Robert Gonera: Na becie cyfrowej. Ten nośnik jest po pierwsze tańszy, a po drugie, daje spore możliwości artystyczne. Jakość materiału będzie z pewnością profesjonalna, ponieważ dysponujemy świetnym sprzętem. Jedna trzecia filmu zostanie poza tym nakręcona na taśmie filmowej.
FilmWeb: Jak oceniasz swoje przygotowanie reżyserskie? Miałeś już przecież wcześniej do czynienia z tego typu pracą przy tworzeniu etiudy
"Dwa poranki" oraz przy
"Małżowinie" Smarzowskiego i
"Sezonie na leszcza" Lindy.
Robert Gonera: Na takie pytanie ciężko jest odpowiedzieć. Nie mam fachowego wykształcenia w tej dziedzinie, ale jako aktor obserwowałem pracę wielu reżyserów, a ponadto próbowałem już swoich sił w tym zawodzie. Poza zrealizowaniem etiudy, której dziś nie ma już za bardzo sensu przypominać, pracowałem przy filmach
Smarzowskiego i
Lindy. Siłą rzeczy zdobyłem więc jakąś praktykę. A poza tym, pracowałem już na wielu planach filmowych, przyglądając się reżyserom, podpatrując ich metody, obserwując jak funkcjonuje produkcja i ucząc się w naturalny sposób reżyserowania. Sądzę, że tego rodzaju doświadczenie, płynące z obserwacji, jest bardzo istotne i przydatne. Na ile sprawdzę się jako reżyser, ocenią widzowie. Męczy mnie tylko szum medialny wokół tej sprawy. Prasa ogłasza, że
Gonera kręci film i robi z tego sensację. Każdy się głowi, co też za skandaliczne dzieło powstanie. Nie będzie żadnej sensacji, powstanie po prostu film. Wszyscy snują domysły kogo zamierzam ośmieszyć, komu dołożyć, jakie aluzje przemycić. To absurdalne, zamierzam po prostu zrobić dobry film.
FilmWeb: Jako aktor masz na swoim koncie udział w kilku produkcjach undergroundowych, niedawno zagrałeś w filmie
"Arche", zrealizowanym przez niezależną grupę twórców. Czy fakt, że angażujesz się w tego typu przedsięwzięcia wynika z Twojej szczególnej sympatii do kina niezależnego?
Robert Gonera: Wystąpiłem w paru filmach niezależnych, bo uważałem, że są one interesującymi projektami, odmiennymi od większości produkcji oficjalnych, skupionych na celach komercyjnych.
"Arche" to ciekawa historia, oparta na niecodziennym pomyśle i zapisana w formie dobrego scenariusza. Jego autorzy, Artur Nicpoń i Grzegorz Braun oraz reżyser, Grzegorz Auguścik, zasługują na ogromne uznanie za odwagę zrealizowania tak niestandardowego projektu.
"Arche" jest dowodem na to, że za niewielkie pieniądze można zrobić interesujący, wartościowy film na dobrym poziomie technicznym. Swoją drogą, irytująca jest postawa wielu instytucji zajmujących się w Polsce produkcją i dystrybucją filmów, które obawiają się inwestowania w projekty młodych twórców. Niestety, dominuje u nas postawa nakazująca unikać finansowania przedsięwzięć niekonwencjonalnych. Po części jest to pewnie spowodowane oczekiwaniami widowni, która skłonna jest akceptować wszysko bez wyjątku, łącznie z najgorszą szmirą, jeśli tylko przychodzi ona z Zachodu. Publiczność kupuje nawet najbardziej pokrętne pomysły scenariuszowe, wcale niekoniecznie je rozumiejąc, pod warunkiem, że film opatrzony jest nazwiskiem zagranicznego reżysera. Do polskich produkcji ma już zdecydowanie bardziej sceptyczny i niechętny stosunek. Szkoda, bo tym samym zamyka się drogę młodym reżyserom, którzy mają ochotę powiedzieć coś interesującego w nowej formie, odpowiadającej naszym czasom.
FilmWeb: Co z Twoją dalszą karierą aktorską? Czy po zdobyciu nagród za kreację w "Długu" odczułeś wyraźny wzrost zainteresowania reżyserów swoją osobą?
Robert Gonera: Raczej nie, nie było kolosalnej różnicy, nie posypały się nagle tysiące propozycji. Zwiększyło się natomiast z pewnością zainteresowanie prasy, mediów. Moje nazwisko stało się bardziej popularne. Jeśli chodzi natomiast o propozycje aktorskie, to u nas nikt nie cierpi na ich nadmiar, z tego powodu, że powstaje coraz mniej filmów. Aktorzy nie wybierają więc spośród mnóstwa ofert.
FilmWeb: W trakcie realizacji
"Psychobójców" zamierzasz występować w jakiejś produkcji?
Robert Gonera: Sądzę, że na razie w bardzo dużym stopniu będę pochłonięty reżyserowaniem, nie zamierzam więc za wszelką cenę rozglądać się za nowymi rolami. Debiut jest zawsze ogromnym przeżyciem, wymaga zaangażowania i całkowitego skupienia. Nie oznacza to jednak, że nie będę w tym czasie grał. Poza występami w teatrze i udziałem w serialu telewizyjnym, mam przed sobą kreację w filmie Grzegorza Sadurskiego,
"Tych kilka godzin z Claire".
FilmWeb: Dziękuję za rozmowę.