-
"Rh+" ma parę dobrych momentów - powiedział
Jarosław Żamojda o swym najnowszym filmie podczas konferencji prasowej, która odbyła się po dzisiejszym pokazie, podkreślając jednocześnie, że bez prawa do błędów nie ma rozwoju.
- Zawody związane z filmem muszą być kultywowane, a ludzie muszą mieć szansę uczenia się i realizacji - kontynuował twórca. Nie ma wątpliwości, że przy liczbie kilkunastu filmów rocznie powstających w Polsce jest to bardzo utrudnione.
Spotkanie dziennikarzy z reżyserem i aktorami nieoczekiwanie zamieniło się w dyskusję na temat perspektyw i rozwoju polskiej kinematografii. Padały porównania do sytuacji kina we Francji z zaznaczeniem, że tam krytycy piszą dobrze o swych rodzimych filmach, natomiast u nas wręcz przeciwnie.
Obecna na konferencji
Katarzyna Bujakiewicz zwróciła się z prośba do dziennikarzy, by tym razem spróbowali napisać o filmie coś pozytywnego.
- W czymkolwiek zagram i tak wiem, że będą złe recenzje - mówiła - przypominając, że filmy adresowane są nie tylko do widzów wyrobionych i rozmiłowanych w kinie artystycznym, ale również do przeciętnych, zwyczajnych ludzi, od których aktorka niejednokrotnie otrzymuje dowody sympatii i uznania.
Zapytany o wizję sztuki filmowej w przyszłości
Jarosław Żamojda zastanawiał się, dlaczego w Polsce nikt nie podejmuje się realizacji trudnych gatunków - nie powstają thrillery, filmy erotyczne, czy obrazy o wielkich uczuciach - nie mówiąc już o tym, że brakuje w kraju fachowców, którzy potrafiliby udźwiękowić film na poziomie europejskim.
"Rh+" wchodzi na ekrany kin w 62 kopiach. Pomysł na film podsunęła reżyserowi córka, opowiadając historię o dziewczynie, której w klubie podano dziwną substancję do wypicia, po czym, kiedy straciła świadomość wycięto jej nerkę. Zaintrygowany twórca zaczął zgłębiać temat przeszczepu organów i tak narodził się scenariusz
"Rh+".