Wróblewski w Cannes poruszony "Taking Woodstock"

KinoOko /
https://www.filmweb.pl/news/Wr%C3%B3blewski+w+Cannes+poruszony+%22Taking+Woodstock%22-51528
Wraz z tygodnikiem Polityka zapraszamy was do relacji z kolejnego dnia festiwalu filmowego w Cannes, którą przygotował Janusz Wróblewski. Więcej wrażeń Wróblewskiego znajdziecie na specjalnym blogu pod adresem: wroblewski.blog.polityka.pl

Najnowszy film Anga Lee porusza i budzi tęsknotę za wiarą w pokój, miłość i szczęście.

Za trzy miesiące, w połowie sierpnia, mija 40 rocznica pierwszego młodzieżowego zlotu, który odbył się na farmie M. Yasgura w Bethel koło Nowego Jorku. Na Woodstock przyjechało wówczas ponad 500 tysięcy hippisów. Pięć razy więcej niż się spodziewano. A dodatkowo milion fanów "pokoju, miłości i szczęścia" nie zdążył dotrzeć z powodu zakorkowanych dróg dojazdowych. Czy było to najważniejsze wydarzenie tamtych czasów? Dla popkultury na pewno. Ale czy w ogóle?

To pytanie, wcale nie tak śmieszne jakby się pozornie mogło wydawać, zadają sobie bohaterowie wystylizowanego na fabularny dokument "Taking Woodstock" (Zdobywając Woodstock), filmu Anga Lee rekonstruującego niejako od kuchni przygotowania do czterodniowego koncertu, w którym wzięli udział kultowi artyści epoki dzieci-kwiatów m.in. Ravi Shankar, Santana, Janis Joplin, The Who, Jefferson Airplane, Joe Cocker i Jimi Hendrix.

Dla nich: trzyosobowej rodziny przedwojennych polskich Żydów prowadzącej zrujnowany motel El Monaco, który szturmują dziesiątki buntowników w długich koszulach z koralikami na szyi, jest to wydarzenie na miarę lądowania załogi Apollo 11 na Księżycu, transmitowanego na żywo w telewizji. W ciągu kilkunastu dni, podczas których za pieniądze uzyskane ze sprzedaży biletów ratują upadający interes, dowiadują się o sobie, o mentalności młodych ludzi i zmieniającym się świecie więcej, niżby przypuszczali. Przeżywają coś w rodzaju katharsis. Rodzice uświadamiają sobie, kim są i co ich łączy. Ich syn staje się dorosły.

Ang Lee tak prowadzi narrację, aby w małej kropli dostrzec większą całość. Przygląda się narodzinom hippisowskiej legendy z boku. Oczami mieszkańców amerykańskiej prowincji, którzy nie przeczuwają nadchodzącej rewolucji, lecz w szczególny sposób w końcu jej ulegają. Opowiada o tym z ciepłą ironią, nie osądzając, nie potępiając, ani nie moralizując zbytnio. Nostalgia miesza się w jego filmie z dystansem, utopia z trzeźwą, zdroworozsądkową sugestią, czym to się wszystko skończyło. Na kolejnym festiwalu muzycznym w Candlestick Park, który przyjaciel syna zamierza zorganizować, podczas koncertu Rolling Stonesów ochroniarz śmiertelnie zranił nożem widza, co stało się punktem zwrotnym w historii młodzieżowego ruchu, bo odebrało mu jego niewinność.

"Taking Woodstock" stylistycznie przypomina klasyczny, trzygodzinny dokument Michaela Wadleigha z 1970 r., który opisywał zachowania muzyków i widowni w trakcie plenerowych koncertów. W przeciwieństwie jednak do "Woodstock" – mimo powtórzenia charakterystycznych zabiegów formalnych: dzielenia ekranu na trzy albo cztery części - nie zawiera ani jednej sceny z rockowego show. Na ścieżce dźwiękowej nie pojawia się choćby nawet drobne archiwalne nagranie któregokolwiek wykonawcy. Zamiast tego jest historia: jak ze skromnej wiejskiej imprezy dla miejscowych farmerów rodzi się gigantyczne, improwizowane widowisko, nad którym stopniowo tracą panowanie organizatorzy i uczestnicy. Historia, której celem jest wnikliwa obserwacja młodego, antywojennego pokolenia. Pokolenia wsłuchanego w nauki hinduskich guru, prowokującego w czasie teatralnych happeningów rewolucyjną retoryką i nagością, przyjmującego LSD niczym hostię w kościele, przeżywającego swój sen o zieleniącej się Ameryce.

Ta wizja działa. Porusza. Im bardziej wydaje się egzotyczna, naiwna, nierealna – bo znamy skutki rewolucji seksualnej, New Age i narkotykowych uzależnień – tym większą budzi w nas tęsknotę. Kto wie, czy nie dlatego, że w dobie powszechnego kryzysu, recesji, zaniku sensu, triumfu cynizmu i panoszenia się telewizyjnych pseudoautorytetów potrzebujemy dziś utopii przywracającej wiarę w "pokój, miłość i szczęście"?