Wywiad z Mateuszem Damięckim

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Wywiad+z+Mateuszem+Dami%C4%99ckim-15437
FilmWeb: Powiedz, co skłoniło Cię do przyjęcia roli w rosyjskim filmie Aleksandra Proszkina "Córka kapitana"?
Mateusz Damięcki: Miałem siedemnaście lat, kiedy zaproponowano mi udział w tym filmie. W takim wieku nie odmawia się reżyserom, obowiązuje taka niepisana zasada. A przedsięwzięcie zapowiadało się niezmiernie ciekawie, niekomercyjnie, dlatego od razu się zgodziłem. "Córka kapitana" to naprawdę piękny film. Myślę zresztą, że czas już skończyć z masowymi, obliczonymi jedynie na szybki zysk produkcjami, które jakiś czas temu zalały polskie kina. Osobiście, nigdy nie będę już obiektywny, jeśli chodzi o "Córkę kapitana". Uważam, że to ambitne, oryginalne przedsięwzięcie. A poza tym, dla Polaka propozycja zagrania Piotra Griniowa to tak, jak oferta wcielenia się w Pana Tadeusza dla Rosjanina. Opowiadania Puszkina, na kanwie których został zrobiony ten film, to jedne z najbardziej znanych utworów w całej Rosji. Imię mojego bohatera wzbudza tam powszechny entuzjazm; ludzie, którzy dowiadywali się, że gram tę postać, gotowi byli do zrobić dla mnie wszystko.

FilmWeb: Film Proszkina powstał w oparciu o dwa utwory Aleksandra Puszkina - "Córka kapitana" i "Historia Pugaczowa". Czy zanim wystąpiłeś w adaptacji wymienionych dzieł, znałeś twórczość tego rosyjskiego pisarza?
Mateusz Damięcki: Nie, niestety utwory Puszkina nie są lekturą obowiązkową w szkole średniej, nie miałem więc okazji zapoznać się z tą literaturą. A szkoda, bo to piękne utwory. Jestem w nich zakochany. Do tej pory nie mogę zapomnieć, że zanim zagrałem w "Córce kapitana", moja niewiedza sięgała zenitu, o Puszkinie wiedziałem bowiem tylko tyle, że istniał i że spotkał się kiedyś z Mickiewiczem. Kiedy zadzwoniono do mnie z propozycją zgłoszenia się na zdjęcia próbne do "Córki kapitana", która miała być adaptacją opowiadań tego pisarza, pobiegłem do biblioteki i w encyklopedii sprawdziłem, kto to był Puszkin. Aż wstyd się przyznać, ale tak właśnie było. Bez względu jednak na sposób, w jaki dowiedziałem się o tym pisarzu, cieszę się, że mogłem poznać jego dzieła.

FilmWeb: Czy przygotowywałeś się jakoś szczególnie do wykreowania postaci Piotra Griniowa? Jest to przecież bohater literacki o rodowodzie romantycznym, osadzony w dawnych, osiemnastowiecznych realiach carskiej Rosji.
Mateusz Damięcki: Rzeczywiście, trudno jest zagrać siedemnastoletniego oficera armii carskiej w służbie Katarzyny II. Było to dla mnie spore wyzwanie, ale to chyba dobrze, że zostałem rzucony na głębokie wody. Wyszło mi to na dobre. Jaki jest tego efekt, mogą ocenić tylko widzowie. Jeśli chodzi o reżysera, to o ile na początku był bardzo zdenerwowany, o tyle po zakończeniu pracy nad filmem i w trakcie jej trwania, objawiał duże zadowolenie. Myślę, że udało mu się osiągnąć to, czego oczekiwał. Choć - muszę przyznać - ja sam nie byłem jeszcze do końca świadom pewnych rzeczy, bo w umyśle siedemnastoletniego człowieka pewne sprawy się po prostu nie mieszczą.
Mateusz DamięckiWiele się jednak w trakcie realizacji tego filmu nauczyłem. Jeśli zaś chodzi o szczególne przygotowania, to poniekąd mimowolnie przyswoiłem sobie język rosyjski, którego dzięki Bogu nawet nie próbowałem uczyć się w Polsce, w szkole. Wiadomo, że rosyjski w szkole kojarzy się raczej negatywnie, traktowany jest jak kolejny narzucony przedmiot, którego się nie lubi. Ja natomiast, dzięki temu, że wcześniej nigdy nie byłem zmuszony do nauki tego języka, chłonąłem go z najwyższym zainteresowaniem i zaangażowaniem. Teraz mam zresztą fantastyczną nauczycielkę rosyjskiego w Akademii Teatralnej. Zakochałem się w języku rosyjskim - automatycznie i natychmiastowo. Uważam, że jedynie po włosku i po rosyjsku można śpiewać piosenki i opowiadać ballady, żaden inny język nie nadaje się do tego w takim stopniu. Jego melodyjność stwarza specyficzny klimat, który kojarzy mi się z następującą sytuacją - siedzimy gdzieś w zacisznej, starej chacie, za oknem śnieg, minus czterdzieści stopni, w stajni parskają konie, a my, przy ogniu, z akompaniamentem gitary śpiewamy pieśni. To piękny język i jestem wdzięczny losowi za to, że właśnie dzięki udziałowi w filmie mogłem go poznać. Fascynuje mnie także rosyjska kultura, jeśli będę miał czas, to na pewno pojadę jeszcze do Rosji. Chciałbym nieco dokładniej przestudiować historię tego kraju. Nie jestem bynajmniej rusofilem, nie deklaruję miłości do państwa naszych byłych wschodnich sąsiadów, uznaję to po prostu za jedno ze swoich zainteresowań. Moja sympatia do Rosji nie ma absolutnie nic wspólnego z tragiczną i ponurą historią powiązań tego kraju z Polską. W filmie nie gram po rosyjsku, ponieważ z chwilą rozpoczęcia zdjęć nie potrafiłem powiedzieć w tym języku ani słowa. Ale po czterech miesiącach, o dziwo, udzieliłem pierwszego wywiadu po rosyjsku, przy którym nie było nawet tłumacza. Poradziłem sobie nadspodziewanie dobrze, rozmawiałem z dziennikarką przez około pół godziny posługując się czystą ruszczyzną. Myślę, że należy korzystać z możliwości poznania obcego języka w żywej rozmowie. Poza tym, nauczyłem się fechtunku, z którym nie miałem wcześniej do czynienia oraz jazdy konnej. Poznałem też obyczaje siedemnastowiecznego oficera, które różnią się bardzo od obyczajowości Mateusza Damięckiego. Dowiedziałem się też jak postępować, jak pracować z reżyserem, to cenna umiejętność, której nie mogłem nabyć wcześniej.

FilmWeb: Jak wspominasz pracę w Rosji, panujące tam warunki?
Mateusz Damięcki: Jak już mówiłem, nie chcę być posądzany o przesadną miłość do tego kraju, ale mam wyłącznie dobre wspomnienia z pobytu w Rosji. Wiadomo, że w każdym zakątku świata można spotkać ludzi dobrych i ludzi złych. Ja miałem to szczęście, że trafiłem wyłącznie na miłe, przyjazne osoby. Dzięki fantastycznym Rosjanom jakich tam napotkałem, zrozumiałem jaki to wspaniały, a jednocześnie tragiczny naród. Nie chcę naturalnie upraszczać i popadać w przesadę, negując istnienie ciemnej strony życia w Rosji, ale bardzo szanuję tych, których poznałem w trakcie realizacji "Córki kapitana" i chciałbym móc jeszcze kiedyś z nimi pracować. W Rosji poznałem także dużo miejsc, od Uralu przez Moskwę po Petersburg. Odwiedziłem też step i zachodnią część kraju. Są to piękne obszary. Wolę kojarzyć Rosję z czasami Puszkina, carów, choć - podkreślam - nie ma to nic wspólnego z polityką i historią podboju Polski przez ówczesnych władców tego państwa. W Rosji pracowało mi się znakomicie, byłem otoczony wspaniałymi ludźmi i znakomitymi profesjonalistami.

FilmWeb: Jesteś bardzo młodym aktorem, który ma już jednak na koncie dwie bardzo poważne role w "Przedwiośniu" i "Córce kapitana". Czy nie sądzisz, że to znaczne obciążenie dla artysty rozpoczynającego dopiero karierę? Zdobyłeś bowiem ogromną popularność, a zarazem pokładane są w Tobie nadzieje, którym niełatwo będzie teraz chyba sprostać.
Mateusz Damięcki: Nie, myślę, że to dobrze. Sprawdziłem się, udowodniłem, że mogę zagrać poważne role, mimo swojego wieku. Reżyser, który będzie chciał mi teraz powierzyć poważne zdanie aktorskie, nie będzie się wahał przed zrobieniem tego, będzie mógł mieć pewność, że zdołam udźwignąć ciężar poważnej kreacji. To była dla mnie dobra, niezastąpiona szkoła. I choć miewałem momenty zwątpienia, choć czasem odczuwałem niechęć do dalszej pracy, to wytrwałem. Wiadomo zresztą, że podobny kryzys zdarza się każdemu, jest nieodłączną częścią zawodu aktora. Chyba zresztą każdego zawodu. Jest to rzeczą naturalną. Ale po przezwyciężeniu takich chwil słabości, można w spokoju pracować dalej, trzeba się czasem pokłócić, żeby móc potem odzyskać równowagę. Poznałem więc specyfikę pracy nad rolą, przy filmie. Cieszę się, ze mogłem wcześnie zdobyć tak duże doświadczenie. W tej chwili zamierzam zająć się nauką, a co potem zobaczymy.

FilmWeb: No właśnie; jesteś na pierwszym roku Akademii Teatralnej. Planujesz teraz poświęcić się wyłącznie nauce, czy też bierzesz pod uwagę możliwość występów w filmach?
Mateusz Damięcki: Nie chciałbym zaniedbać nauki kosztem udziału w przedsięwzięciach filmowych, ale nie mogę z góry wszystkiego planować. Czeka mnie wkrótce sesja, którą chciałbym zaliczyć, a w wakacje zamierzam trochę odpocząć, spędzić czas z przyjaciółmi. Życie pokaże jak potoczą się moje losy. Gdyby jednak zaproponowano mi ciekawą rolę, niewykluczone, że chętnie ją przyjmę. Na razie jestem związany różnymi układami w Akademii, dałem słowo, że będą wywiązywał się ze swoich zobowiązań i zamierzam go dotrzymać. Wszystko jest jednak uzależnione od konkretnych sytuacji. W każdym razie - mogę rozsądnie planować swoją przyszłość zawodową dzięki temu, że mam wspaniałego agenta, którym jest moja mama. To najlepszy agent na świecie, troszczy się o mnie i odciąża z wielu obowiązków.

FilmWeb: Zamierzasz grać wyłącznie w filmach, czy też zająć się również występami w teatrze?
Mateusz Damięcki: Rozpocząłem dopiero naukę w szkole teatralnej, w filmie zaś występuję od dziesiątego roku życia, jestem więc od początku ściśle związany z tą dziedziną sztuki aktorskiej. Niewykluczone jednak, że ulegnie to zmianie, ale żeby postawić pierwsze kroki na scenie, muszę jeszcze spędzić trzy lata w szkole teatralnej. Na razie żyję chwilą. Nie chciałbym się zarzekać, żeby potem nie musieć się z niczego tłumaczyć. Moje życie zmienia się dosyć często i szybko. Wszystko więc jeszcze przede mną.

FilmWeb: Czy masz jakieś wymarzone role, postaci, które bardzo chciałbyś zagrać?
Mateusz Damięcki: Ciężko mi teraz wymienić konkretne postaci, podać precyzyjnie w jakiego rodzaju role wcieliłbym się najchętniej. Mogę jednak powiedzieć, że ciągnie mnie do rzeczy trudnych, wymagających maksimum zaangażowania i wysiłku aktorskiego. Najtrudniej byłoby chyba zagrać kobietę, więc czemu nie? Naturalnie, wciąż powstają oryginalna scenariusze, wszystko więc jeszcze przede mną.

FilmWeb: Dziękuję za rozmowę.