Obaj kpią z kina i z ludzi, a jednocześnie kochają jedno i drugie.
Allen wciąż kręci jak opętany, co nie przekłada się na jakość
Brooks milczy już od dłuższego czasu
ale obaj mieli swe okresy świetności
i wielkie filmy
obaj mają OSCARY
Ja wolę BROOKSA - jest bardziej szalony, nieobliczalnny, żywiołowy, rubaszny, przy tym równie inteligentnie bawi się kinem, składa mu hołd i śmieje się z niego, z jego schematów, gatunków...
"NIEME KINO" -
"PŁONĄCE SIODŁA" -
"MŁODY FRANKENSTEIN" -
"LĘK WYSOKOŚCI"
"SMRÓD ŻYCIA"
"PRODUCENCI"
"ROBIN HOOD - FACECI W RAJTUZACH"
"DRAKULA - WAMPIRY BEZ ZĘBÓW"
klasyk!
Co sie nie przekłada na jakość?! Wg mnie właśnie Allen im starszy tym lepszy. Jego nowe filmy są rewelacyjne. Ale każdy ma swoje zdanie. Ja bym nie porównywał go do Brooksa, owszem może niektóre filmy są podobne ale porównując filmografię humor u Allena jest całkowicie inny niż u Brooksa. Allen śmieszy jako inteligent, Brooks po prostu. Allen lepszy :)
Jak możesz porównywać Brooksa do takiego byle czego? Allen z tymi jego "komediami" powinien iść popełnić samobójstwo, a już w ogóle jak sam w nich gra, wtedy to już totalne dno. Brooks to klasa sama w sobie. On jest nieśmiertelny. Dla mnie Mel to genialny reżyser i super aktor, a ten przygłup albo cały głup allen, brak słów...
Woody Allen jest świetny jednocześnie jako reżyser i aktor, natomiast Brooks jako aktor to miernota, za to reżyser bardzo dobry. Jednak wole Allena.
Mała poprawka : miałem na myśli to, że Brooks w porównaniu do Allena jako aktor to miernota, a nie że miernota jako aktor ogólnie.
Tak przeczytalem teraz i sie kapnalem.
Ja bardzo sobie cenię Brooksa jako aktora. Szczególnie w "Lęku wysokości", "Niemym kinie", ale przede wszystkim w "Smrodzie życia".
Właściwie jako aktor niewiele różni się od Allena, bo tak jak Allen zawsze grał Allena Allenem, tak Brooks zawsze grał Brooksa Brooksem i obaj byli w tym znakomici.
ale niewątpliwie obaj lepsi są jako reżyserzy, niż jako aktorzy.
Brooks jest nierówny. Żarty na ekran wystrzeliwuje jak z karabinu maszynowego ale tylko część trafia w dychę a reszta to prostactwo i brak dobrego smaku. Cenię go za "Frankensteina" i "Ostatni film o legii cudzoziemskiej". Reszta mi nie podchodzi.
Allen jest genialny- za równo w swych typowo intelektualnych komediach jak i pastiszach kina. Mówisz, że obaj drwią z kina, ale wiedza Allena na temat tego medium jest nieporównywalnie większa. Gdy Brooks śmieje się ogólnie z westernu, s.f., horroru, Allen przywołuje konkretne style i twórców- i to z najwyższej półki: Felliniego w "Złote czasy radia", Bergmana w "Przejrzeć Harry'ego" i "Wnętrzach", niemiecki ekspresjonizm w "Cienie we mgle" czy rosyjską literaturę w "Miłość i śmierć". Poza tym jego żart jest w przeważającej części wysublimowany.