Recenzja filmu

A więc wojna (2012)
McG
Reese Witherspoon
Chris Pine

A więc nuda

"A więc wojna" rozczarowuje na wszystkich frontach i wystawia widzów na bardzo ciężką próbę cierpliwości.
Decydenci z Hollwyood musieli być z siebie bardzo zadowoleni, kiedy wydawali zgodę na produkcję "A więc wojna". W obsadzie ulubienica Ameryki Reese Witherspoon i dwa gorące nazwiska: Chris Pine i Tom Hardy. Za sterami McG, nie żaden artysta-wizjoner, ale sprawdzony rzemieślnik. To miał być hit!

Ależ się musieli zdziwić, kiedy okazało się, że zamiast kury znoszącej złote jajka dostali żylastego koguta, z którego nikt nie chciałby przyrządzić nawet rosołu dla psa. Cóż, tak to jest, kiedy o filmach decydują faceci w garniturach, którzy lepiej znają się na finansach niż na sztuce. "A więc wojna" rozczarowuje na wszystkich frontach i wystawia widzów na bardzo ciężką próbę cierpliwości, bowiem rozkręca się niezwykle powoli, przynudzając przez znaczną część pierwszej godziny.

Porażką okazało się zatrudnienie w roli szpiegów-amantów Pine'a i Hardy'ego. Zwłaszcza ten drugi wypada kuriozalnie próbując udawać romantycznego lowelasa. Obaj panowie zresztą grają tak, że spokojnie mogłyby ich zastąpić dobrze ubrane manekiny. Najbardziej dramatycznym elementem ich kreacji okazał się kolor włosów Pine'a. Wyglądał w nich tak nienaturalnie, jakby był łysawym panem ze źle dobranym tupecikiem. Na ich tle Witherspoon wcale nie wypadła lepiej. Aktorka błędnie założyła, że mina cierpiącego na zatwardzenie pekińczyka może być seksowna. Otóż nie jest.

Najbardziej jednak rozczarowuje McG. Tak, wiem, że w kinie nie pokazał dotąd zbyt wiele. Jednak fabuła "A więc wojna" wydawała się idealnie do niego pasować. Prosta rozrywka, dużo akcji i spora dawka humoru. Jako producent "Chucka" powinien był nakręcić ten film z zamkniętymi oczami. Tymczasem po pierwszej sekwencji akcji, która wyglądała jak reklama telewizyjna, rozwiera się przepaść nudy. Fabuła wlecze się niemiłosiernie i dopiero, kiedy panowie zaczynają walkę o to, który pierwszy prześpi się z wybranką serca, zaczyna być w miarę ciekawie. Niestety wtedy jest już za późno. Zabawa bowiem szybko osiąga punkt kulminacyjny, kończąc się salomonowym wyrokiem, oczywistym od samego początku.

Na obronę powiem, że pomysł "A więc wojna" był naprawdę ciekawy. Potencjał czysto rozrywkowy był duży i co nieco z niego przedostało się na ekran. Dzięki temu w kilku momentach można się nawet zaśmiać.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones