Recenzja filmu

Muminki w pogoni za kometą (2010)
Maria Lindberg
Maria Czykwin
Zbigniew Zamachowski
Marcin Bosak

Czas na dobranockę

Oglądając "W pogoni za kometą", poczułem się, jakbym znowu miał pięć lat. Film Lindberg jest udaną dobranocką.
Pozornie to nie jest czas dla starych Muminków. Dzieciaki przyzwyczaiły się już do urywających gałki oczne komputerowych animacji, które pod względem tempa, widowiskowości oraz stężenia  akcji mogą konkurować z aktorskimi blockbusterami. Tymczasem fińsko-polska koprodukcja wypina się na obowiązujące mody. Styl animacji nawiązuje do kultowej dobranocki z przełomu lat 70. i 80., w której do stworzenia bajkowej wizji wykorzystano m.in. plastelinę, kolorowy papier i farby. Niejeden butny małolat powie pewnie, że lepsze rzeczy robi na zajęciach z plastyki, a z kina chce wyjść olśniony i powalony.  

Niech fani hipopotamopodobnych stworzonek nie tracą jednak nadziei. Inspirowany historyjkami Tove Jansson film Marii Lindberg wcale nie jest tak staroświecki, jak mogłoby się wydawać. Po pierwsze, raczej nie zdarza się, by w bajkach dla dzieci bohaterowie musieli mierzyć się z perspektywą końca świata. Tutaj muszą, a wizji potencjalnej zagłady doliny Muminków bliżej raczej do "Melancholii" Larsa Von Triera niż "Armageddonu", w którym dzielny Bruce Willis ruszył w kosmos w celu spuszczenia łomotu asteroidzie. U Finów apokalipsie zaradzić się nie da. Jeśli nadejdzie, trzeba ją będzie przyjąć z filozoficznym spokojem. Jeśli nie, mamusia Muminka zrobi dużo naleśników z truskawkami. Po drugie, współczesny widz dostrzeże w tej opowieści akcenty wolności obyczajowej, na które nie zwracał raczej uwagi, gdy oglądał oryginał, siedząc przed telewizorem jeszcze w krótkich porciętach. Pan Paszczak paraduje przez cały film w sukience, z kolei wystrojony w modny szaliczek i barwny kapelusz Migotek oraz Włóczykij wydają się prekursorami ruchu hipsterskiego. Ten ostatni, gdy odwiedza sklep, prosi o spodnie, które będą wyglądały dostatecznie staro. Włóczykij wie, jak ubierać się modnie, a zarazem oryginalnie.

Oglądając "W pogoni za kometą", poczułem się, jakbym znowu miał pięć lat. Mogłem wówczas dać nura pod kołdrę, a siedząca na brzegu łóżka mama sprzedawała mi kolejną bajkę na dobranoc. Każda była jedyna i niepowtarzalna. Jak to u mamy. Film Lindberg też jest taką dobranocką. Głęboki głos narratora (w polskiej wersji językowej Zbigniewa Zamachowskiego) zaprasza nas do wspólnej podróży z Muminkiem i resztą ferajny. Zanim nadleci kometa, widzów czeka wyprawa łódką po rzece, wizyta w obserwatorium astronomicznym, niebezpieczna wędrówka po górach, a wreszcie spotkanie z groźnym smokiem. Nie obawiajcie się jednak. Wszak, jak mówi Muminek, jego wszystkie przygody kończą się dobrze. Pakujcie więc plecak i ruszajcie do kin.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones