Recenzja filmu

Desperado (1995)
Robert Rodriguez
Antonio Banderas
Salma Hayek

El Pistolero

Nakręcony za kilka tysięcy dolarów "El Mariachi" w 1992 roku przyniósł Robertowi Rodriguezowi rozgłos w całej Ameryce i szansę na podbicie Hollywood. Studio Columbia zaoferowało mu siedem
Nakręcony za kilka tysięcy dolarów "El Mariachi" w 1992 roku przyniósł Robertowi Rodriguezowi rozgłos w całej Ameryce i szansę na podbicie Hollywood. Studio Columbia zaoferowało mu siedem milionów, za które miał zrealizować angielskojęzyczny remake. Wyszedł fabularnie luźno powiązany z pierwszym obrazem o wędrownym gitarzyście sequel, ale producenci i tak byli zachwyceni. "Desperado" udowodniło, że można za niewielkie – jak na hollywoodzkie standardy – pieniądze zrobić kino akcji z najwyższej półki. Porywające, miejscami zabawne i po mistrzowsku wyreżyserowane. Tajemnica tkwi w pracowitości Rodrigueza, który robi właściwie wszystko prócz grania przed kamerą. Reżyseruje, pisze scenariusze, produkuje, komponuje, filmuje i montuje. Do tego stopnia uwielbia wszystko robić samemu, że przed rozpoczęciem zdjęć do filmu zapisał się na kurs obsługi specjalistycznych kamer. Efektem jest otwarta furtka do wielkiej kariery w Fabryce Snów.

"Desperado" wprowadził do Hollywood także obsadę postaci pierwszoplanowych. Dla pochodzącego z Hiszpanii Antonio Banderasa, którego na początku lat osiemdziesiątych odkrył sam Pedro Almodóvar, powierzając mu jedną z ról w "Labiryncie namiętności", był to prawdziwy przełom. Wcześniej grywał już w głośnych produkcjach u boku największych – chociażby w "Filadelfii" czy "Wywiadzie z wampirem", ale wypełniał w nich tylko dalsze plany. Współpraca z Rodriguezem uczyniła z niego bożyszcza kobiet, prawdziwego macho kina akcji. "Trzynasty wojownik" i obie części nowych przygód Zorro, były naturalną koleją rzeczy. Podobny efekt dla aktorskiej kariery, film miał dla Salmy Hayek, która wcześniej przeważnie wzbogacała tło. Sukces "Desperado" przyniósł jej znacznie atrakcyjniejsze propozycje, w tym roli tytułowej we "Fridzie", co z kolei zaowocowało nominacjami do Oscara i Złotego Globu. A przecież aktorsko wcale nie wspięli się u Rodrigueza na szczyty swoich możliwości, a jedynie, jak francuska krytyka zauważyła, razem stworzyli najseksowniejszy duet kina 1995 roku.

To wystarczyło. Zresztą opowieść snuta przez reżysera nic więcej nie wymagała. Jest prostą historią o zemście, miłości i meksykańskiej miłości do el mariachich, czyli wędrownych gitarzystów, którzy w tamtejszym kręgu kulturowym są niezwykle cenieni. Rodriguez przekształca sympatię wieśniaków do muzyków w nadzieję, że wraz z ich pojawieniem się w ich stronach kajdany ubogiego życia opadną wraz z pierwszą zagraną przez nich nutą. I tak się oczywiście stanie, w końcu "Desperado" to legenda o bohaterze, tylko nieco uwspółcześniona. Owym bohaterem jest ubrany w czerń bezimienny dla widza El Mariachi (Banderas), któremu bandyci niegdyś przestrzelili dłoń i zamordowali ukochaną. Od tamtej chwili zamiast gitary w futerale nosi godny romantycznego wojownika arsenał i żyje z myślą, że pomści zabitą dziewczynę. Sprawcą tamtej zbrodni jest mafijny boss, handlarz narkotyków, Bucho (Joaquim de Almeida), którego Mariachi poprzysięga zabić. Gdy nasz bohater pojawia się w mieścinie, w której Bucho ma swoją siedzibę, od razu pada na niego wyrok. Boss wysyła przeciw niemu swoich najlepszych ludzi i wynajmuje płatnych morderców. W jednej ze strzelanin Mariachi zostaje ranny i znajduje schronienie u pięknej Caroliny (Hayek) prowadzącej ni to księgarnię, ni to kawiarnię. Nie tylko opatruje mu rany, ale postanawia pomóc mu w jego krucjacie. A żeby gatunkowi stało się zadość, rodzi się między nimi gorące niczym meksykańskie słońce uczucie. To z kolei jeszcze bardziej irytuje Bucha, który już dawno upatrzył sobie dziewczynę na swoją kobietę.

Tym sposobem Rodriguez zawiązuje wszystkie wątki. Reszta to już tylko (albo aż) zlepek nadzwyczaj efektownych strzelanin i epizodów ubarwiających jego wizję meksykańskiej prowincji. I tak na marginesie pojawia się Quentin Tarantino opowiadający Cheechowi Marinowi dowcip o osikanym barmanie, Danny Trejo wciela się w zabójcę posługującego się pokaźnych rozmiarów zestawem noży najróżniejszej maści, a Steve Buscemi w prologu efektownie przedstawia nam głównego bohatera. Ważniejsza jest jednak rozpierducha, która po premierze filmu stała się dla reżysera znakiem firmowym. Połączył on w nich brutalność kina klasy B z wyrafinowaną estetyką wuxia. Banderas ze swoimi pistoletami porusza się niczym matador poskramiający kilkanaście byków naraz – nie robi tego jednak w sposób prostacki i toporny, ale z odpowiednią dla baletu gracją.

Oglądając akrobatyczne popisy podczas strzelanin, słuchając fantastycznej latynoskiej muzyki Los Lobos i podziwiając Salmę i Antonio, możemy zapomnieć, że "Desperado" poza tymi walorami, nie reprezentuje sobą wiele więcej. Do niektórych może jeszcze trafić poczucie humoru i ciekawe podejście do drobnych szczegółów, co wyraźnie inspirowane jest twórczością Tarantino. Pojawiają się więc soczyste epizody i niejeden udany dialog, jednakże... To nadal odmóżdżona, pięknie opakowana wydmuszka.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Robert Rodriguez - twórca pięknego, niczym nieskrępowanego, chwytającego za serce, brutalnego kina. Kina,... czytaj więcej
"Desperado" jest opowieścią o muzyku - śpiewającym gitarzyście, zwanym w meksykańskich okolicach el... czytaj więcej
"Desperado" obejrzałam, kiedy byłam jeszcze małą "gówniarą". Po raz pierwszy przekonałam się wtedy, co... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones