Recenzja filmu

Doom (2005)
Andrzej Bartkowiak
Karl Urban
Dwayne Johnson

IDDQD

Ekranizacje gier wideo to już dziś oddzielny gatunek filmowy. Od 1993 roku, kiedy na ekranach zagościł obraz "Super Mario Bros", filmy inspirowane grami z ciekawostek stały się kosztownymi
Ekranizacje gier wideo to już dziś oddzielny gatunek filmowy. Od 1993 roku, kiedy na ekranach zagościł obraz "Super Mario Bros", filmy inspirowane grami z ciekawostek stały się kosztownymi superprodukcjami osiągającymi, tak jak "Tomb Raider", czy "Resident Evil", znakomite wyniki finansowe. Nic więc dziwnego, że Hollywood na potęgę kupuje prawa do ekranizacji co popularniejszych gier. Wśród nich nie mogło zabraknąć również cyklu "Doom", którego, opublikowana w 1993 roku, część pierwsza zapoczątkowała prawdziwą rewolucję w branży elektronicznej rozrywki.
Wydając "Dooma" amerykańskie studio id Software cieszyło się już uznaniem graczy dzięki wyprodukowanemu w 1992 roku "Wolfenstein 3D". Nowym projektem id Software znacznie rozszerzyło gatunek FPS. Dzięki nowemu silnikowi gry świat "Dooma" wypełniły szerokie, mroczne korytarze zaludnione dziesiątkami potworów. Gracz, obserwujący akcję z perspektywy głównego bohatera, miał do wyboru 7 broni (w przypadku gdyby skończyła się amunicja mógł również używać pięści) i tysiące przeciwników do eksterminacji. Niezwykle prosty pomysł i doskonałe, jak na owe czasy wykonanie, zaowocowały grą, która w szybkim czasie podbiła serca 15 milionów ludzi na całym świecie. Kolejne lata przyniosły następne części "Dooma". W 1996 roku ukazała się ostatnia, przygotowana w oparciu o wyeksploatowany już silnik odsłona programu zatytułowana "Final Doom". 8 lat później swoją premierę miał "Doom 3", którego fabuła posłużyła za podstawę filmu Andrzeja Bartkowiaka.
Połowa XXII wieku. W marsjańskiej bazie badawczej należącej do korporacji Union Aerospace dochodzi do tajemniczego wypadku. W niewyjaśnionych okolicznościach dochodzi do zerwania łączności z sześcioma naukowcami prowadzącymi tajne badania genetyczne. Na ratunek zostaje wezwana grupa zaprawionych w bojach kosmicznych komandosów pod wodzą Sierżanta. Przybyli na miejsce żołnierze mają kilka godzin by dowiedzieć się, co stało się z zaginionymi naukowcami... Mimo, iż na pokaz "Dooma" szedłem z ciężkim sercem, to z projekcji wychodziłem pozytywnie podbudowany. Trzeba przyznać, że Andrzej Bartkowiak postarał się i na podstawie gry ze szczątkowym scenariuszem zbudował solidne, wypełnione efektami kino akcji.
Inspiracje grą "Doom 3" widać w filmie polskiego reżysera na każdym kroku. I nie chodzi tylko o fabułę. Z najnowszej odsłony kultowej serii zaczerpnięto scenografię, bestiariusz, a nawet sam klimat zbliżający film bardziej do horroru niż kina akcji. Podobnie jak w grze, również w ekranizacji wiele niebezpieczeństw czai się w mroku czekając na dogodny moment by zaatakować niczego nie spodziewających się żołnierzy. Ci zaś, w przeciwieństwie do bohatera oryginalnego "Dooma", nigdy nie walczą z dziesiątką przeciwników jednocześnie. Fabularnie film Bartkowiaka - jak to mawiają - "daje radę". Fabuła, co prawda, jest sztampowa i przewidywalna, ale zgrabnie spina ze sobą wszystkie wątki tworząc z "Dooma" zupełnie strawne danie. Szkoda tylko, że reżyser nie zdecydował się znacznie skrócić filmu. Wycięcie około 20 minut obrazu i zredukowanie czasu trwania projekcji do około 85 minut na pewno wyszłoby ekranizacji na dobre bowiem przemierzanie kolejnych korytarzy marsjańskiej bazy przez komandosów staje się z czasem nużące.
Do gustu nie przypadło mi również wyjaśnienie pochodzenia potworów, którym stawiają czoła bohaterowie. W grze były to monstra z piekła rodem (dosłownie), w filmie okazują się być efektem nieudanych eksperymentów. W rezultacie kinowemu "Doomowi" czasem bliżej do "Resident Evil", niż do komputerowego oryginału. Obowiązkowo, jak na taką produkcję przystało, w filmie nie zabrakło odwołań do gry. Dwaj bohaterowie obrazu - Dr Carmack i Dr Willits, noszą nazwiska pracowników studia id Software a Sierżant posługuje się olbrzymim, znanym również z ekranu komputera karabinem BFG9000. Jednak fani "Dooma" najbardziej docenią końcowy fragment obrazu, w którym akcja pokazana jest, podobnie jak w grze, z perspektywy pierwszej osoby. Trwająca zaledwie kilka minut sekwencja naprawdę robi wrażenie.
"Doom" to film wyprodukowany z myślą o określonej grupie widzów - fanów kultowej gry. Ci, jeśli na dodatek mają jeszcze nie więcej niż 16 lat, na pewno nie wyjdą z kina rozczarowani. Miłośnicy kina akcji w klimatach fantastyczno-horrorowych, również powinni być zadowoleni. "Doom" to solidne, testosteronowe, męskie kino. Jeśli lubicie takie produkcje, ten film jest właśnie dla was.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do kina wybrałem się z ochotą. Co mi tam! A może film jest dobry? Po filmowej ekranizacji "Dooma" nie... czytaj więcej
Ekranizacje to wybitnie niewdzięczny kawałek chleba. Zwłaszcza gdy na ekrany kin przenosi się gry wideo.... czytaj więcej
Kiedy w telewizji zobaczyłem zapowiedź "Dooma", filmu na podstawie gry komputerowej, nawet nie myślałem o... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones