Recenzja filmu

Pardé (2013)
Jafar Panahi
Kambuzia Partovi
Maryam Moghadam
Jafar Panahi

Irańskie home video

Płaszczyzny filmowej rzeczywistości zaczynają się przenikać, a przed kamerę wkracza Panahi we własnej osobie. Odkrywamy wówczas, że ściana jednego z pokoi domostwa obwieszona jest plakatami
Kolejna po "To nie jest film" realizacja Jafara Panahiego ma zapewniony rozgłos już tylko ze względu na same okoliczności swojego powstania. Panahi, objęty w Iranie zakazem kręcenia filmów, zrealizował "Closed Curtain" de facto nielegalnie, posiłkując się pomocą współreżysera Kambuzii Partoviego. Ale czy – poza sama anegdotą – dostajemy tu coś ciekawego?

Film rozpoczyna długie statyczne ujęcie ukazujące widok z zakratowanego okna – jasny sygnał, że sytuacja, w jakiej znalazł się twórca, pozostaje w centrum jego artystycznego zainteresowania. Już sama realizacyjna surowość – której znakiem jest na przykład jakość obrazu – służy za rodzaj autokomentarza. Na pierwszy rzut oka widać, że "Closed Curtain" powstawało chałupniczo, przy mikroskopijnym budżecie. W momencie chwilowej autotematycznej demistyfikacji reżyser pokazuje nam kulisy realizacji: skromną ekipę z kamerą cyfrową i samym sobą w roli dźwiękowca, klęczącym tuż przy granicy kadru z wycelowanym w bohatera mikrofonem.

Motyw prześladowania wysuwa się na pierwszy plan: obserwujemy przybywającego do opuszczonego domu scenarzystę (Partovi), który z paranoiczną systematycznością zaciąga wszystkie zasłony, chowając się przed wścibskimi oczami świata zewnętrznego. Dopiero wówczas z jednej ze swoich toreb podróżnych wypuszcza… psa. Fragment telewizyjnych newsów informuje nas, że w Iranie prowadzona jest okrutna kampania przeciwko czworonogom. Ekran odbiornika wypełniają rzędy psich zwłok, a kudłaty przyjaciel naszego protagonisty zdaje się patrzeć na tę masakrę ze zgrozą.

Niespodziewanie w domu (którego nie opuszczamy ani na moment przez cały czas trwania filmu) pojawiają się dwaj inni zbiegowie szukający schronienia przed pościgiem policyjnym i rozpoznający w bohaterze ukrywającego się filmowca. Panahi poświęca dłuższą chwilę na snucie pajęczyny podejrzeń: czy tajemniczy przybysze są tymi, za których się podają? A może to szpiedzy, nasłani, by infiltrować bohatera? Niestety, niespodziewanie reżyser przerywa te podchody i robi woltę w kierunku alegorii.

Płaszczyzny filmowej rzeczywistości zaczynają się przenikać, a przed kamerę wkracza Panahi we własnej osobie. Odkrywamy wówczas, że ściana jednego z pokoi domostwa obwieszona jest plakatami poprzednich filmów reżysera – wspomnieniami jego utraconej twórczej wolności. Ta postmodernistyczna łamigłówka stanowi jednak zawód po intrygującym, pulsującym nastrojem zagrożenia początku. Reżyser snuje się po pokojach, rozmawia z odwiedzającymi go gośćmi, robi herbatę i mija się z egzystującymi na innym poziomie postaciami z początku filmu. Czy ukrywający się scenarzysta i zbuntowana dziewczyna (Maryam Moqadam) symbolizują walczące ze sobą aspekty osobowości twórcy – wycofanego artystę i niepokornego buntownika?

Panahi wykonuje tu twórczy gest, jaki w finale "Amatora" robił Filip Mosz (Jerzy Stuhr): nie mogąc rejestrować otaczającej go rzeczywistości, kieruje kamerę na siebie. Autotematyczne dywagacje w "Closed Curtain" są jednak dużo mnie ciekawe niż zajmująca pierwsze 40 minut intrygująca obserwacja osaczonego artysty i jego psa – prawdziwej gwiazdy tego filmu.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones