Recenzja filmu

Życie to jest to (2011)
Álex de la Iglesia
José Mota
Salma Hayek

Korporacja to nie jest to

"Życie to jest to" jest filmem zrobionym na fali społecznych rewolucji. De la Iglesia oddala się jednak od tego, czym żyje hiszpańska ulica.
Świat reklamy i mediów sowicie wynagradza swoich pracowników. Niestety, gdy przestają być użyteczni, szybko o nich zapomina. Najnowsza czarna komedia reżysera "Hiszpańskiego cyrku" przypomina filmową biografię ofiar korporacji zajmujących się reklamą. W dobie kryzysu, kiedy posadę można stracić ot tak, nawet najbardziej wpływowi spece od konsumpcji odchodzą do lamusa. Na polu walki pojawiają się zaś nowi przeciwnicy, którzy niejednokrotnie przekraczają wszelkie moralne granice, żeby tylko zadowolić swojego chlebodawcę.

Roberto był gwiazdą. Kilka lat wcześniej wymyślił hasło reklamowe marki Coca-Cola, dzięki czemu jego firma zdobyła miliony. Po jakimś czasie zaczął pracować jako freelancer i niestety czar prysł. Kiedy postanawia wrócić na łono korporacji, nikt nie ma zamiaru poświęcić mu ani minuty. Roberto jest już przeżytkiem, który najprawdopodobniej nie odnajdzie się w świecie nowoczesnych sloganów reklamowych. Wypada go przyjąć na spotkanie, poczęstować szklanką wody i przekonać, że czekanie w domowym zaciszu na telefon to jedyne, co mu pozostało.

Rozdygotany copywriter nie ma nic. Żeby nie popaść w obłęd, rusza w podróż do przeszłości, do hoteliku w Kartaginie, gdzie spędził noc poślubną. Niestety hotelik, z którym bohater wiąże tak miłe wspomnienia, został zburzony. W jego miejscu stoi już starożytny amfiteatr, który niedawno odkryto. W trakcie jego oficjalnego otwarcia Roberto pojawia się jako nieproszony gość. Jego obecność wprowadza chaos. Dochodzi od wypadku, w wyniku którego "nieudacznik" ląduje na ziemi z prętem wbitym w głowę. Cała Hiszpania zasiada przed telewizorami, by oglądać nowe show na żywo.

"Życie to jest to" można potraktować jak manifest filmowego twórcy, który obnaża dzisiejsze media nastawione na szybki skandal i mocny telewizyjny spektakl. De la Iglesia sprowadza umieranie na żywo do konsumpcyjnej groteski, którą łatwo sprzedać. Roberto-nieudacznik zamienia się nagle w złoty interes, na którym można zarobić grube miliony. Wywiad z ofiarą wypadku i jego rodziną osiąga gigantyczne ceny. Sam poszkodowany nie ma nic do stracenia, w związku z tym próbuje zapewnić byt swoim bliskim robiąc, ostatni interes – interes życia.

Diagnoza hiszpańskiego reżysera wpisuje się w atmosferę hiszpańskich protestów z ostatnich miesięcy. Można odnieść wrażenie, że "Życie to jest to" jest filmem zrobionym na fali społecznych rewolucji. De la Iglesia bierze jednak świat przedstawiony w zbyt mocny nawias, przez co oddala się od tego, czym żyje hiszpańska ulica. Koniec końców mamy tu do czynienia z baśnią, fantazją na temat rzeczywistości. Pierwsze skrzypce grają w niej bohaterowie o krystalicznie czystym sercu, którzy mimo powszechnej znieczulicy buntują się przeciwko swoim korporacjom. Wszystko w duchu pozornej przestrogi, ale tak, żeby nikt nie poczuł się urażony.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones