Film Vladimira Kotta otwiera obraz trzech facetów w sile wieku pijących wódkę w saunie. Nabrzmiałe czerwone policzki i wydatne brzuchy świadczą o tym, że panowie od dawna nie dbają o formę. Pierwszy jest owdowiałym taksówkarzem, którego córka występuje w pornosach. Drugi to policjant-nieudacznik, zdradzany przez żonę i nieszanowany przez syna. Trzeci jest lekarzem dzielącym życie między stół operacyjny a hotelowe łóżko, gdzie udziela ginekologicznych porad swojej pielęgniarce, podczas gdy w domu czeka samotna żona. W młodości panowie prowadzili zespół, śpiewając piosenki o ptaszku, który przyniesie im szczęście. Choć posłannik lepszego jutra nie doleciał, bohaterowie wciąż grają dobre miny do złej gry. Nie chcą przyznać się przed światem, że nie wyszło im w życiu.
Lubię takie filmy jak "Gromozeka". Podoba mi się tragikomiczny, niepozbawiony czułości sposób, w jaki portretują one wyleniałych samców. Bohaterowie Kotta bywają żałośni i irytujący, ale w jakiś przedziwny sposób udaje im się zachować godność i obronić dobre imię męskiego rodzaju. Może dlatego, że w przeciwieństwie do przedstawicieli młodszych pokoleń nie zostali pozbawieni moralnego kręgosłupa? Dlatego, że potrafią stanąć w obronie napastowanej kobiety albo gonić przez pół dzielnicy za rywalem w walce o serce ukochanej? Mniejsza o to, jak kończą się ich heroiczne wyczyny. "Gromozeka" ujęła mnie swoją szczerością. Świat z filmu Kotta bywa szary i siermiężny, a zamieszkujący go ludzie wydają się do bólu zwyczajni. Ich małe i wielkie dramaty twórcy potrafi jednak wynieść ponad przeciętność. Brawa należą się zwłaszcza nieznanym polskim widzom aktorom, którzy zagrali główne role. Gra muzyka!
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu